No więc życie samo napisało scenariusz

Dwa tygodnie temu wyskoczył nam na trasie pod koła kociak - jak się potem okazało miał ok. 6 tygodni, był chudy jak patyk, brudny, zawszony i bardzo przestraszony. Wysiadłam, wygarnęłam kociaka spod kół - i przecież nie mogłam po prostu odłożyć malucha na pobocze, prawda? No to zabrałam ze sobą, nakarmiłam, wyłapałam pchły

, zabrałam do weta... Poza czyszczeniem (na zewnątrz i w środku kota

) okazał się być właściwie zdrowy, tylko niedożywiony, wiadomo.
Od dwóch tygodni Podwieczorek jest z nami, wczoraj poznał Zuzkę

(chciałam utrzymać te dwa tygodnie kwarantanny, na wypadek, gdyby mały jednak był chory na coś paskudnego, ale nie jest). Oczywiście na razie jest syczenie i wściekłe machanie łapą, ale młody podchodzi coraz bliżej, zobaczymy, co z tego będzie

Mąż na początku w ogóle nie chciał go brać, wciąż warczy na drugiego kota i każe szukać mi domu dla Podwieczorka, więc szukam... ale póki co jakoś nie znajduję

Na pewno przytrzymam go do szczepienia (za tydzień). Kiedy najwcześniej można kastrować takiego malucha? Wet mówi, że pół roku to minimum - jak myślicie?
No i teraz dokształcam się - jak żywić kociaka? Zuzka jada wyłącznie suchą karmę, cała reszta, łącznie z ludzkim jedzeniem jest dla niej niejadalna, niegodna nawet spojrzenia, o wzięciu do pyska nie ma co gadać. Podwieczorek dla odmiany pochłania WSZYSTKO. W ciągu dwóch tygodni z 700 gramów przytył do ponad kilograma

Póki co daję mu RC babycat (suche i jedną puszkę mokrego dziennie) + mięso (na razie mielone z piersi kurczaka i indyka przemrożone i przelane wrzątkiem, później włączę wołowinę). Czy to jest ok, czy podawać mu coś jeszcze? (nie wiem - może nabiał? tłuszcze dodatkowo? jakiś witaminy?)