Agn pisze:Nighthawk, ja rozumiem o co Ci chodzi [chyba

], ale tak naprawdę niewielka ilość tych, których tu w tym wątku określa się kolekcjonerami to przypadki 'chorobowe'.
Tym bardziej należy rozróżniać kategorie osobników wrzucanych do jednego wora, poczytalnym nie dorabiać łatki psychicznych, za to pociągać ich do odpowiedzialności, jeśli rzeczywiście robią krzywdę zwierzętom, a tych, którzy prowadzą rzeczywiste mini schroniska i panują nad nimi, zostawić w spokoju, przynajmniej w tym wątku, bo nie spełniają kryteriów zbieracza.
Magda z Serocka chyba nie kwalifikuje się na przymusowe leczenie, a problem złego traktowania kotów przez nią jest jak najbardziej realny.
Tu miałabym wątpliwości czy obserwacja psychiatryczna nie byłaby wskazana. Całkiem poważnie, w przeciwieństwie do do przypadku Iki.
izydorka pisze:przymusowe leczenie jest tylko wtedy, jeśli dana osoba jest niezdolna do samodzielnej egzystencji i decydowania o sobie.
w praktyce prawie awykonalne.
Nawet zbieraczy śmieci baaardzo rzadko się zamyka by leczyć...
posiadanie nadmiernej liczby kotów, a nawet głodzenie ich nie podpada pod leczenie... niestety...
Nie, nie tylko, nakaz można uzyskać także w sytuacji, gdy osoba zagraża sobie lub otoczeniu. W przypadku zbierania zwierząt i niewłaściwej opieki taka osoba zagraża zwierzętom ( chronionym przez ustawę), stwarza zagrożenie epidemiologiczne, na ogół przekracza normy uciążliwości itp. w w większym czy mniejszym stopniu stwarzając zagrożenie dla innych. A co do zamykania, nie chodzi o to, by zamknąć kogoś w domu bez klamek, ale zdiagnozowanie, a w razie potwierdzenia choroby poddanie terapii i nadzorowaniu. Oczywiście najłatwiej byłoby uzyskać nakaz, gdyby osoba wyraziła jakieś groźby, snuła teorie spiskowe itd. Ale i tak bez gróźb i teorii udało się np. zbieraczkę śmieci z bloku moich rodziców przymusowo leczyć, już po drugim opróżnianiu mieszkania był nakaz, bo właścicielowi budynku zależało. Nikt tej kobiety nie zamknął, wróciła po obserwacji do swojego mieszkania ( w tym czasie odkażanego), leczyć tj. przyjmować leki musiała i była kontrolowana czy znów nie zaczyna gromadzić. Ale owszem, niedaleko mnie był przypadek, gdzie sąsiedzi i radni woleli tylko co jakiś czas wzywać Sanepid i policję, wywozić parę ciężarówek śmieci z posesji i za pół roku robić powtórkę akcji.
Zbieraczami patologicznymi powinna się zająć jakaś organizacja, która mogłaby zbierać doniesienia o takich przypadkach, przynajmniej wstępnie konsultować z lekarzem psychiatrą i w razie uzasadnionych podejrzeń występować do sądu. Mówienie, że to praktycznie awykonalne jest tak samo zasadne jak swego czasu nie dawało się nigdzie doprowadzić do skazania za prowadzenie walk psów, czy z uwagi na domniemaną niską szkodliwość czynu w ocenie sędziego nie robiło się nic w sprawie rozmaitych zwyrodnialców.