Już nie będę się zarzekać, że nie wezmę do domu nieszczepionego kota, widocznie los ma dla mnie inne plany.
W piątek wracałam do domu z zakupów a pod śmietnikiem siedziała taka zmarznięta kocia bida.
Zaczęłam wołać, po pewnym czasie dał się pogłaskać, wyszedł spod śmietnika to ja go łaps na ręce i biegiem do domu.
Pierwszą noc spędził za łóżkiem, teraz jest już śmielszy.
Jeszcze nie wiem, czy to on, czy ona.
Juro syn pójdzie z nim do weta na "przegląd"
Jest grubiutki ale bardzo brudny. Ma tylko połowę ogonka a i tak ta połowa jest krzywa, pewnie był złamany, część odpadła a część krzywo zrosła. Taki bojączek z niego ale głaskany pięknie mruczy. Musiał być kiedyś domowy.
Uszatek wczoraj musiał być znowu karmiony strzykawką do pysia bo sam nie chciał jeść.
Chodzi już bez kołnierza bo się nie drapie, te krostki na szyi też już zeszły.
Dzisiaj kolejna dawka Zylexisu i reszta Hepacholu.