Wow, a skąd to cudo
Dawaj ogloszenia, wklejamy
Wczoraj na Piotrkowskiej 123 - czyli tu
viewtopic.php?f=13&t=105913&start=45Czwarty czarny maluszek nie pokazał się, zresztą nie pokazał się tam żaden kot - za to stały michy pelne jedzenia...
W ramach rekompensaty Bumbecki spenetrowala dokładnie piwnicę pelną po sufit dobra wszelakiego, szukając ew malych kociaków. Wykazała przy tym ogromną sprawność wspinaczkową i determinację, a przez cały długi wieczór anielską cierpliwość - do karmicielki (i do mnie). Dobrze że byla

.
W ramach rekompensaty postanowiłyśmy odwiedzić kociaki w piwnicy pod pizzerią, karmione z miski opuszczanej na sznurku. Na podwórku przywitała nas dymna kotka w widocznej ciąży - zastawilyśmy klatkę i mimo zapewnień karmicielki, że do piwnic pod pizzerią nas absolutnie, ale to absolutnie nie wpuszą bez interwencji policji, spróbowałyśmy. Wpuścili. Ciemno, pusto, kurz, trochę gruzu, żadnych labiryntów - dla mnie piwnica jak piwnica - choć podobno pod Centralem się kończy

.
Coś szurnęło - kociak? szczur? w świetle latarek i kątem oka trudno określić. Nasłuchujemy, karmicielka lamentuje, nagle - Bumbecki zuważyła ruch i coś małego ukrytego w kącie pod starym regałem - wyciągamy, dymny kociak. Zębaty i pazurzasty.
Szukamy dalej - w jednym z pomieszczeń widzę ruch - to kociak, staję w drzwiach, staram się nie wypuścić go z pomieszczenia, wolam o pomoc - ktoś musi wejść, zamknąć te zacinające się drzwi za sobą, świecić latarką, by lapać tego malca w panice szalejącego po ścianach. Za mną staje karmicielka, Bumbecki zatrzaskuje nas w piwnicy. Światlo latarki lata sobie, kociak sobie, na szczęście wbija się w jakiś kącik, łapię przez szalik, male wrzeszczy, wyrywa się, nie puszczam, z chwilę jest z bratem i moim szalikiem w kontenerze.
Szukamy jeszcze, zdaniem karmicielki kociaków jest na pewno sześć, bo ta kotka zawsze tyle rodzi

Ile widywała przy karmieniu - nie wie.. Szukamy, świecimy - gdzieś w kącie leży szkielecik...
Karmicielka przypomina sobie, że ktoś wdział ostatnio małego srebrnego na podwórzu, zresztą po halasie i krzykach złapanych maluszków kolejne - jeśli są - dobrze się ukryły, nie znajdziemy ich teraz. Trzeba pogadać z kierownictwem pizzerii i zostawić w piwnicy klatkę.
Wychodzimy na parter - wyglądam na podwórko - przy klatce mocno zainteresowany srebrny kocur. Wraca, czekamy w klatce, aż się złapie - czekamy, czekamy, wychodzimy - klatka zamknięta, kocur obok, nadal zainteresowany. Nastawiamy ponownie, Bumbecki serwuje kurczaczka, kocurek nadal blisko..
Wsiadajac do samochodu widzimy bialo-czarnego kocura zbója, podobno głównego rozpłodowca okolicy, ale nie mamy jak złapać. Mam jednak nadzieję, ze wizyta w lecznicy go nie minie
Zbliża się ósma, chcę zdążyć z małymi do lecznicy - jedziemy z karmicielką, Bumbecki zostaje pogadać ze srebrnym, udaje się jej, dojeżda z kotem do lecznicy.
I w tym miejscu wczoraj opuścily mnie siły, dziś - wena. Bumbecki z karmcielką, odpchlonymi i odrobaczonymi kociaczkami, klatką wystawową dla nich, klatką łapką i wykastrowanym kocurem udały się na Piotrkowską, a ja do domu.
Kocur będzie dzś wypuszczony, karmicielka ma oswajać maluszki i łapać następne koty na sterylki, w weekend maluszki zostaną zaszczepione. I mam nadzieję, że się szybko oswoją - bo są śliczne, dymny i czarny, złotookie.
Kciuki z łapanki i oswajanie proszę
Dla CC wielkie wyrazy podziwu za naprawdę anielską cierpliwość do karmicielki wszystkowidzacejlepiej. I podziękowania - jak zwykle.
Ja odpadłam.