Sambuka jak by już oswoiła się z moja obecnością. zaczyna mruczeć, jak tylko wchodzę do łazienki

Jednak do nowych osób dalej jest nieufna.
Do kuwety dalej nie trafia
Zdjęcia nowe mogę zrobić ale nie będą zbyt wspaniałe, bo aparatu taty już nie mam. A z tatą będę się widziec dopiero w weekend jak już Sambuki u mnie nie będzie.
Nie wiem czy będę mogła wziąć ją z powrotem. Zależy wszystko ot tego jaki będę mieć plan na uczelni. Jak taki jak do tej pory-ok. Jesli taki jak na poprzednim semestrze-nie ma opcji.
Mam jeszcze 5miesięcznego amstaffa na tymczasie i gdy nie mam zajęć lub mam ich mało ogarniam to wszystko choc i tak chodze niewyspana. Jak będę mieć zajęcia po 8h to przy dwóch psach muszę się zatrzymać. Mały chodzi jeszcze często na spacery bo to siusiumajtek. Wstaję wczesnie, kłade sie późno. A przecież Sambuka potrzebuje kontaktu z człowiekiem. Nie może byc tak, że będę do niej tylko wpadać wyczyścic kuwetę i wypełnić miseczki...
Wiem, że Sambuka była u mnie wczesniej niz Kofi. I wydaje się, że to ona powinna miec pierwszeństwo. Jednak nie do końca tak jest, bo w Fundacji jestem wolontariuszem, mam podpisaną umowę i to Kofi jest w tej sytuacji na miejscu pierwszym. Z resztą gdy brałam Sambuke od razu mówiłam Joasi , że na ok tydzień, ew max do mojego wyjazdu- nie chciałam nikomu dawać niepotrzebnej nadziei ani nikogo oszukiwać.
Jednak gdy plan okaże się "łagodny" to oczywiście nie zamknę jej drogi powrotu.
Po prostu nalezy pamiętać, że studiuję dziennie, pracuję i mam włąsnego psa, który potrzebuje dużo ruchu a mieszkam sama. Totalnie nikt nie pomoże mi przy zwierzętach, sprzataniu czy zakupach... Mając zajęcia codziennie i pracując w weekendy nie ogarnę tego. Przy takim trybie życia Sambuka u mnie a Sambuka w klatce w lecznicy znaczyło by praktycznie to samo
