tiaaa... trochę mnie nie było a tu raczej cicho i nie za wiele przybyło... Tiris tak skąpo info wam udzielała...
więc...
Kama pojechała do swojego domku jeszcze przed świętami... domek z rudą kocicą i pieskiem - jorkiem... jak dowiadywałam się chyba w niedzielę, było oki... jadła... trochę poburkiwała na psinę, ale miała już ochotę się z nią bawić... przyznam, że nie miałam czasu ostatnio dzwonić, ale ponieważ nie ma telefonu ze strony domku, więc pewnie wszystko jest oki...
Melisa była od środy - 19 grudnia - karmiona i pojona na siłę strzykawką... załapała w piątek i teraz wsuwa aż miło patrzeć... qpale są piękne i w kuwecie... dziewczynka już nie warczy jak wchodzę do pokoju... daje się głaskać i nawet mruczy przy głaskach... ale od razu widzę kiedy ma ich dość... dziś to nawet brzuch wywaliła i ciasteczka ugniatała... ale brzucha nie pozwoliła dotknąć... nie ma jeszcze aż tyle zaufania... uwielbia mizianie pod brodą... czasami co prawda przypomina sobie, ze ma byc bardzo złym kotem, ale ja się tym nie przejmuję... nieraz gramy w łapki...

... i trochę warczymy na siebie, ale coraz częściej dziewczyna podchodzi do prętów klatki jak wchodzę do niej...

jeszcze trochę, to ogonem zamerda na mój widok
Chaberka w ostatni czwartek pojechała do swojego domku... wieści stamtąd będzie miała Olga... bardzo się cieszę, że mogłam Cię poznać Olga... jesteś wspaniałą osobą...

... i byłam w Korabiewicach...

przywiozłam stamtąd Kleksika... na razie to zestresowany kotek, który boi się wszystkich odgłosów mojego domu... ale miziany doprasza się o więcej , ociera mrużąc oczy z przyjemności i mruczy jak traktorek... apetyt mu dopisuje, zjada chętnie wszystko co dostanie... cudny kotek...
co do Korabiewic... jestem przerażona... widziałam co prawda niewiele, ale to co zobaczyłam przeraziło mnie... i nie chciałam widzieć więcej... byłam w tym nowym baraku... kotów tam niewiele... a w środku po prostu śmierdzi... u mnie kotów przynajmniej dwa razy więcej, mniej kuwet, ale takiego zapaszku jak tam, to nie ma... pełno brudnych misek, do których, jak podejrzewam, dokładane są nowe porcje... a psy... strach pisać... do teraz pamiętam wzrok jednego bernardyna ze skołtunionym ogonem... proszące spojrzenie chorych - moim zdaniem - oczu...
Borys i Bemol nie pojechały do nowego domku... pani dzwoniła, że ma jakieś kłopoty rodzinne... miała dzwonić wczoraj wieczorem, ale milczy... zadzwonię jutro sama...
Grudzia zaczęła bawić się jak mały koteczek... i dziś odkryła antresolę - jak wlazła, to nie pozwoliła żadnemu innemu kotu tam przebywać... Bazyl coś niedomaga na oczy - zapalenie spojówek ma chłopak... teraz śpi przytulony do Spacji na kocyku leżącym na narożniku... z wywaloną końcówką języczka... wszystkie koty traktują choinkę jako pole manewrów... najczęściej jak mnie nie ma... Irenka za to nie przejmuje się moją obecnością i próbuje wspinać się na drzewko... choinka codziennie wygląda inaczej - po każdej nocy muszę ją poprawiać... bombki zbierać i wieszać... na całe szczęście wszystkie są plastikowe... rozmieszczenie lampek też ulega ciągłej zmianie... ehhh...
w czwartek przed świętami mieliśmy domową wizytę weta... sześć kotów było do obrobienia... poszło jak z płatka, ale po Irenkę musiałam wchodzić na antresolę - akurat tego dnia dnia odkryła uroki tego miejsca... teraz panna właśnie wstała i patrzy co by tu zmajstrować... konsekwentnie je tylko suche... i zupełnie nie przejmuje się burczeniem Grudzi...