Podziwiam wetów kastrujących dziczki i przekładających je z klatek... Naprawdę. Chociaż bez problemu obsługuję dzikie kociaki, dorosły dziki kot to jednak spore wyzwanie... Może nie każdy, ale nam trafił się trudny przypadek.
Wczoraj z TŻtem próbowaliśmy przełożyć posterylkową kociczkę z klatki do transporterka. Udało mi się ją złapać, owszem, za kark i przytrzymać. Ale tylko tyle. Każda próba podniesienia i wyniesienia jej z klatki i przełożenia do transporterka konczyła się porażką. Kotka broniła się jak lwica, mocno zapierała o pręty, broniła zębami... po dwóch nieudanych próbach i przekłuciu rękawicy (niestety mam tylko zwykłe zimowe..) poddałam się.
I kotka i my byliśmy tak zestresowani, że zadecydowaliśmy, że klatka zmieści się w stanie rozłożonym w samochodzie i koteczka pojedzie w klatce. Całe szczęście, bo mielibyśmy głupi problem...
Rozwiązałam jej tylko kubraczek.
Koteczka wypuszczona, szybko czmychnęła...
***
Niemniej jednak mamy kolejny problem. Poważny.
Rozmawiałam z karmicielką.
Trzy miejsca, o ktorych pisałam w tym wątku - sklep przy Saperskiej, opuszczony szeregowiec, i piekarnia - koci rewir i stołówka niebawem mają zostać rozebrane / wyburzone..
Ma tu powstać nowoczesny budynek mieszkalny. Ruszy budowa...
Kilkanaście wolnożyjących kotów straci swoje schronienie. Nie będą miały gdzie się podziać

Miały tam piwnice, budki, zakamarki.
Nie wiem, co można zrobić... Dokąd teraz pójdą te koty?
