Dziś i jutro nie będzie żadnych wieści od Pani Domkowej, ponieważ nie ma ona internetu w domu.
Ale za to jest chwila czasu na refleksje.
Bardzo chciałabym wreszcie odtrąbić zwycięstwo i spokojnie położyć się spać w przekonaniu, że już po wszystkim, że już normalnie.
Kiedy przychodzi taki moment, że można uznać kotkę schroniskową za całkiem bezpieczną? Że już nic nie wyskoczy? Czytam różne wątki i wiem, że czasami i roku trzeba. A przecież te domki, które znam, to najlepsze schronienia dla schroniskowców, jakie można sobie wyobrazić. Czytam z szeroko otwartymi oczami, jak domki walczą o swoich podopiecznych, jak szukają najmniejszej dostępnej możliwości pomocy, jak wykorzystują choćby promyki nadziei. A mimo to się nie udaje. Co takiego dzieje się w kocich sierocińcach, co dzieje się w tych małych futrzastych organizmach, że człowiek porusza niebo i ziemię i przegrywa?
Alicja była w schronisku stosunkowo krótko, a już była chudziutka i mizerna. Tylko sił nigdy jej nie brakowało. W takim malutkim mizernym ciałku było tyle woli walki o Dużą... pamiętam,kiedy pierwszy raz wzięłam ją na ręce. Przyczepiła się do mnie tak mocno, że poranione miałam plecy od jej pazurków. Wtedy jej nie pomogłam, bo z Dropsiem było gorzej, był słabszy, wyglądał, jakby był w znacznie gorszym stanie. Wtedy zajęłam się Dropsiem, który trafił do kociego raju, do Pisiokota. Trafił do Dużych, którym bez żadnego zastanowienia powierzyłabym wszystkie swoje footerka, gdybym musiała na przykład nagle wyjechać, albo iśc do szpitala.
Kiedy już Dropsio był bezpieczny, przyszedł czas na malutką Alicję. To właśnie ona zajęła moje kolana podczas następnej wizyty w schronie. I nie chciała zejść za żadne skarby. Znowu okazało się, że takie mizerne ciałko ma niespożytą energię do barankowania. Że tak rozpaczliwie na zapas chce nasycić się głaskami, żeby wystarczyło znowu na długie, samotne dni w sierocińcu. Wtedy już jej obiecałam, że to niedługo potrwa. Że teraz będę o nią walczyć. I udało się.
Alicja w końcu też znalazła taki domek, o którym mogłam tylko marzyć. Pod tym względem już mogłabym odetchnąć. Znalazła Dużą, dla której ciągłe domaganie się pieszczot to nie natręctwo kocinki tylko dowód jej miłości i przywiązania. Znalazła Dużą, która jest zachwycona, że Alusia w poczuciu całkowitego bezpieczeństwa zasypia na jej poduszce. Znalazła Dużą, której nie zabraknie sił ani cierpliwości, żeby zrobić z niej piękną łabądkę, zdrową i radosną i żeby oba footerka poczuły, że są rodziną.
Teraz tylko proszę o kciuki, żeby nic nie wyszło, żeby w tym wątku nie pojawiły się żadne sensacje, żeby się tu zrobiło nudno od szczęścia
moja malutka Alusia...