Po drugiej stronie siatki - schronisko łódź

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt sie 24, 2007 12:43

mokkunia pisze:Zapytam jeszcze raz Pusia miała robioną sekcję która potwierdziła śmierć z głodu i wykluczyła śmierć z innych powódów?

Tego nie wiem, wyników sekcji nie widziałam. Jeśli było robione badanie, to pewnie jest lub będzie wynik.

mokkunia pisze:Femka chciała wspomóc naszą pracę mówiąc nam co i jak powinnyśmy robić, tonem władczej pani prezes, której nie można się sprzeciwić.

Ze mną tak samo rozmawia. Ten typ tak ma :wink:. Nie oto przecież chodzi, żeby sobie robić przykrości. Ale chyba emocje poszły w górę wcale niepotrzebnie.

mokkunia pisze:Ja dziękuję, nie taka pomoc jest potrzebna. Poza tym najłatwiej jest mówić, trudniej ruszyć się i zrobić to co się mówi samemu.

Myslę, że każdy pomaga, jak może. Czasem sposób pomocy jest taki, a nie inny, z powodów o których nie mamy pojęcia. Nie mnie oceniać, kto jak pomaga (za mało/ za dużo :roll: , w jaki sposób). Każdy to robi jak może, tak myślę.
Marcelibu
 

Post » Pt sie 24, 2007 13:00

Słuchajcie,
chciałabym, żeby śmierć Pusi nie poszła na marne
dyskutujemy, może w zbyt wysokiej temperaturze - ale nie ulega kwestii to, że wszystkim nam leży na sercu los kotów. Nie kwestionuję zasług Femki w pomocy kotom, widzę z rozliczeń finansowych niektórych wątków, że wspomaga finansowo potrzebujących i nie są to małe kwoty. Nie będę wymieniać ilu i którym kotom pomogła bezpośrednio i pośrednio - większość z nas o tym dobrze wie. Wszyscy chcą dobrze tylko może każdy widzi tę samą kwestię inaczej. Zakończmy już tę dyskusję.

Skupmy się raczej na tym, jak pomóc tym kotom w schronisku, które za chwilę może spotkać los Pusi. Jak napisałam we wczorajszym poście po wizycie w schronisku, na moje oko takich chudzinek jest co najmniej z dziesięć. Co robić ? Jak im pomóc ? Na razie nie mam pomysłu, myślę i czekam na Wasze, również na Twoje Femko podpowiedzi, mówię to broń Boże bez złośliwości. Naprawdę liczę, że coś doradzisz. Ty i wszyscy inni. Bardzo proszę.
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt sie 24, 2007 13:05

pisiokot pisze:Słuchajcie,
chciałabym, żeby śmierć Pusi nie poszła na marne
dyskutujemy, może w zbyt wysokiej temperaturze - ale nie ulega kwestii to, że wszystkim nam leży na sercu los kotów. Nie kwestionuję zasług Femki w pomocy kotom, widzę z rozliczeń finansowych niektórych wątków, że wspomaga finansowo potrzebujących i nie są to małe kwoty. Nie będę wymieniać ilu i którym kotom pomogła bezpośrednio i pośrednio - większość z nas o tym dobrze wie. Wszyscy chcą dobrze tylko może każdy widzi tę samą kwestię inaczej. Zakończmy już tę dyskusję.

Skupmy się raczej na tym, jak pomóc tym kotom w schronisku, które za chwilę może spotkać los Pusi. Jak napisałam we wczorajszym poście po wizycie w schronisku, na moje oko takich chudzinek jest co najmniej z dziesięć. Co robić ? Jak im pomóc ? Na razie nie mam pomysłu, myślę i czekam na Wasze, również na Twoje Femko podpowiedzi, mówię to broń Boże bez złośliwości. Naprawdę liczę, że coś doradzisz. Ty i wszyscy inni. Bardzo proszę.

:1luvu:
Marcelibu
 

Post » Pt sie 24, 2007 13:11

pisiokot pisze:Słuchajcie,
chciałabym, żeby śmierć Pusi nie poszła na marne
dyskutujemy, może w zbyt wysokiej temperaturze - ale nie ulega kwestii to, że wszystkim nam leży na sercu los kotów. Nie kwestionuję zasług Femki w pomocy kotom, widzę z rozliczeń finansowych niektórych wątków, że wspomaga finansowo potrzebujących i nie są to małe kwoty. Nie będę wymieniać ilu i którym kotom pomogła bezpośrednio i pośrednio - większość z nas o tym dobrze wie. Wszyscy chcą dobrze tylko może każdy widzi tę samą kwestię inaczej. Zakończmy już tę dyskusję.

Skupmy się raczej na tym, jak pomóc tym kotom w schronisku, które za chwilę może spotkać los Pusi. Jak napisałam we wczorajszym poście po wizycie w schronisku, na moje oko takich chudzinek jest co najmniej z dziesięć. Co robić ? Jak im pomóc ? Na razie nie mam pomysłu, myślę i czekam na Wasze, również na Twoje Femko podpowiedzi, mówię to broń Boże bez złośliwości. Naprawdę liczę, że coś doradzisz. Ty i wszyscy inni. Bardzo proszę.


bo każdy jest inny. I dzięku Bogu, bo gdybyśmy wszyscy byli tacy sami, to byłoby nudno ;)
Pisiokot ma rację absolutną, zastanówmy się nie nad tym co było, czy jest, ale nad tym jak to można zmienić.

Pisiokot na prezydenta :king: :wink:
Georg ['] Klemens ['] Miriam [']

Georg-inia

 
Posty: 22395
Od: Czw lut 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt sie 24, 2007 14:04

pisiokot pisze:Słuchajcie,
chciałabym, żeby śmierć Pusi nie poszła na marne
dyskutujemy, może w zbyt wysokiej temperaturze - ale nie ulega kwestii to, że wszystkim nam leży na sercu los kotów. Nie kwestionuję zasług Femki w pomocy kotom, widzę z rozliczeń finansowych niektórych wątków, że wspomaga finansowo potrzebujących i nie są to małe kwoty. Nie będę wymieniać ilu i którym kotom pomogła bezpośrednio i pośrednio - większość z nas o tym dobrze wie. Wszyscy chcą dobrze tylko może każdy widzi tę samą kwestię inaczej. Zakończmy już tę dyskusję.

Skupmy się raczej na tym, jak pomóc tym kotom w schronisku, które za chwilę może spotkać los Pusi. Jak napisałam we wczorajszym poście po wizycie w schronisku, na moje oko takich chudzinek jest co najmniej z dziesięć. Co robić ? Jak im pomóc ? Na razie nie mam pomysłu, myślę i czekam na Wasze, również na Twoje Femko podpowiedzi, mówię to broń Boże bez złośliwości. Naprawdę liczę, że coś doradzisz. Ty i wszyscy inni. Bardzo proszę.




U mnie walka z problemem jest zawsze taka sama, bez względu na to, czego rzecz dotyczy:

1. diagnoza problemu (czyli z czym walczymy)
2. ustalenie ilości potrzebnych środków, sprzętu, lokali
3. ustalenie priorytetów,
4. ustalenie, co jesteśmy w stanie zrobić odrazu, co stopniowo, a co na końcu,
5. przystąpienie do realizacji.
6. Po drodze wprowadzenie do tematu wetkę i właczenie jej do pracy.
7. podział zadań.

Wszystkiego nie można zrobić, a tym bardziej odrazu. Ale trzeba wiedzieć, co potrzebne jest w warianacie optymistycznym (nieograniczone mozliwości), żeby móc systematycznie i konsekwentnie dążyć do realizacji jak największej części planu.

Konkretna i stanowcza będę zawsze. Już się przyzwyczaiłam, że jest to postrzegane jako "prezesowski ton". Ale życie nauczyło mnie, że jest to najbardziej efektywna metoda walki ze wszystkimi problemami.

I jeszcze jedno: definiowanie problemu rozumiem również jako otwarte przyznanie istnienia przypadków PP w schronie i uwzględnienie tego w dalszej pracy.



Pisiokot, nie mam żadnych wątpliwości, że tego posta napisałaś bez złośliwości.
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Pt sie 24, 2007 14:19

Femka pisze: U mnie walka z problemem jest zawsze taka sama, bez względu na to, czego rzecz dotyczy:

1. diagnoza problemu (czyli z czym walczymy)
2. ustalenie ilości potrzebnych środków, sprzętu, lokali
3. ustalenie priorytetów,
4. ustalenie, co jesteśmy w stanie zrobić odrazu, co stopniowo, a co na końcu,
5. przystąpienie do realizacji.
6. Po drodze wprowadzenie do tematu wetkę i właczenie jej do pracy.
7. podział zadań.


Femko, sorry. A możesz coś konkretniej ? O tym konkretnym problemie ? Nie obraź się, ale to co napisałaś powyżej to dla mnie pustosłowie, nie takiej rady oczekiwałam :(
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt sie 24, 2007 14:43

pisiokot pisze:
Femka pisze: U mnie walka z problemem jest zawsze taka sama, bez względu na to, czego rzecz dotyczy:

1. diagnoza problemu (czyli z czym walczymy)
2. ustalenie ilości potrzebnych środków, sprzętu, lokali
3. ustalenie priorytetów,
4. ustalenie, co jesteśmy w stanie zrobić odrazu, co stopniowo, a co na końcu,
5. przystąpienie do realizacji.
6. Po drodze wprowadzenie do tematu wetkę i właczenie jej do pracy.
7. podział zadań.


Femko, sorry. A możesz coś konkretniej ? O tym konkretnym problemie ? Nie obraź się, ale to co napisałaś powyżej to dla mnie pustosłowie, nie takiej rady oczekiwałam :(



nie obrażę się, z braku czasu rzecz ujęłam hasłowo.
Żeby dokładnie wyjaśnić, jak ja to widzę, potrzeba trochę więcej czasu. Ale spróbuję przynajmniej "dać kierunek", to sama się zorientujesz, o co chodzi.
Co do zdefiniowana problemu:
to jest największa i bardzo mozolna praca. Właściwie już ją zaczęłyście przy okazji dotychczasowej pracy. Chodzi mi o dokładne sprawdzenie, w jakim stanie są koty (przynajmniej te stałe), które mają chcoćby najmniejsze objawy chorób. Które mają szczepienia, które są po sterylce (wiem, że to też już ruszyłyście) itd. W tym kierunku.

Do punktu drugiego: podliczenie, ile miesięcznie kosztowałoby, gdybyśmy miały nieograniczone środki:
bieżąca opieka weterynaryjna, badania kotów z objawami niejednoznacznymi, ścisłe procedury związane z przyjmowaniem kotów nowych (maluchów i dorosłych), jakiego potrzeba sprzętu, jakich warunków lokalowych. Podkreślam, że chodzi o ustalenie ile tego potrzeba, gdybyśmy miały nieograniczone środki, żeby potem wiedzieć, z czego "zejść".

Z tego "spisu życzeń" nalezy wyłonić to, co jest absolutnie priorytetowe, żeby przynajmniej nie dopuścić do pogłębiania się niechcianych zjawisk (na przykład wprowadzanie nowych kotów itd), a potem dalsze pozycje listy priorytetów. Cały czas kontrolując, jakie są realne mozliwości finansowe, organizacyjne itp.
w ten sposób stworzy się plan pracy pewnie na długie miesiące jeśli nie lata, ale pozwoli to na systenmatyczne normowanie i zabezpieczanie w schronisku kotów.


Ja nie mam żadnych złudzeń, że to wszystko nie uchroni schroniska przed PP, smiercią kotów czy innych bardzo poważnych chorób. Ale poprawimy ich sytuację na pewno, podniesiemy odporność, bardziej zabezpieczymy.

To wszystko, co teraz napisałam to oczywiście tylko bardzo pobieżne opisanie kierunków, które miałam na myśli. Sam problem jest znacznie głębszy.
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Pt sie 24, 2007 16:57

No proszę, jak się robi afera, to i zaraz dużo wpisów w wątku. Szkoda, że nie ma ich tyle, kiedy nikt sobie nic nie zarzuca

Żadna z wolontariuszek nie oczekuje piania peanów pochwalnych na swój temat.

Napisałaś Femko, ze oferowałas pomoc. Że zostawiłaś numer telefonu oferując sfinansowanie i zorganizowanie badań jeśli byłyby potrzebne. Że to skandal, że tyle jest tam kotów w takim stanie jak Pusia. Że nikt nic nie robi. Jak widzisz rozwiązanie takiej sytuacji? Jak zmusić wetki, zeby dzwoniły do Ciebie? Jak zmusić pracowników schronu, zeby robili coś z kotami w stanie takim jak Pusia? Jak? No jak?

Załóżmy realizację jednego z Twoich pomysłów. Podawanie leków podnoszących odporność zwierzetom. O lekach doustnych to w ogóle nie ma mowy, bo pomijając że jedzą ze wspólnych misek i nie wszystkie jedzą, to sa koty, których nie da rady nawet dotknąć. Jak podac im te leki? Im nie podawać? One sa najbardziej zagrzybione i co z zarażaniem? Łapac je na chwytak? Ze stresu tak im spadnie odpronośc, ze na nic te leki. No i jak sprawić, żeby wetki znalazły około 3 godzin czasu dziennie na zrobienie tego? Tyle w ciągu zadnego dnia nie wygospodarują.

Kolejny pomysł: zwalczamy świerzbowca. Obecnie koty dwa razy w miesiącu dostają ivomec w zastrzyku. No i co z tego? Nic to nie da, bo uszy sa pozatkane wydzieliną i tam lek nie dojdzie, nie zadziała. Trzeba by wyczyścić uszy codziennie, wszystkim kotom. A co z tymi, które sie dotknąć nie dadzą. To samo co wyżej.

Koty zagłodzone: Bierzemy do klatek są raptem 4 w szpitalu, wiecej się nie zmiesci, no i boksy. Organizujemy codziennie wolontariuszy, którzy podaja kotom jedzenie indywidualnie, dopilnowując, zeby zjadły, Koty mają się lepiej, tyją. W tym czasie kolejne kilkanaście czeka na ich miejsce. Ok, utyły, minął miesiąc i co? Wypuszczamy na boksy, żeby za tydzień wyglądały tak jak miesiąc temu? Wyadoptowujemy wszystkie (niemożliwe?).

I tak dalej..

Na pewno są możliwości, by poprawiła się sytuacja w schronisku, ale ja tych sposobów nie znam. Przypadki panleukopenii były i będą, tego się nie przeskoczy. I tak od momentu, kiedy każdy kot powyżej 6 tygodni życia, który trafi do schroniska jest szczepiony przed pójsciem na kociarnie bardzo mocno zmniejszyła się liczba kotów umierających na choroby zakaźne. Środki dezynfekcyjne tu wiele nie pomogą.

Każdego, kto wpisuje sie tutaj, ze słowami oburzenia co do pracy lekarzy, wolontariuszy i innych zapraszam do schroniska. Przyjdź tylko przez kilka dni pod rząd na kilka godzin. Potem porozmawiamy.

Ze swojej strony mogę sporządzic listę leków i środków pielęgnacyjnych, która przydałaby się na pewno Joli w leczeniu kotów w szpitalu.

CoolCaty

 
Posty: 7701
Od: Śro sie 10, 2005 22:02
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt sie 24, 2007 17:22

CoolCaty pisze:No proszę, jak się robi afera, to i zaraz dużo wpisów w wątku. Szkoda, że nie ma ich tyle, kiedy nikt sobie nic nie zarzuca

Żadna z wolontariuszek nie oczekuje piania peanów pochwalnych na swój temat.

Napisałaś Femko, ze oferowałas pomoc. Że zostawiłaś numer telefonu oferując sfinansowanie i zorganizowanie badań jeśli byłyby potrzebne. Że to skandal, że tyle jest tam kotów w takim stanie jak Pusia. Że nikt nic nie robi. Jak widzisz rozwiązanie takiej sytuacji? Jak zmusić wetki, zeby dzwoniły do Ciebie? Jak zmusić pracowników schronu, zeby robili coś z kotami w stanie takim jak Pusia? Jak? No jak?

Załóżmy realizację jednego z Twoich pomysłów. Podawanie leków podnoszących odporność zwierzetom. O lekach doustnych to w ogóle nie ma mowy, bo pomijając że jedzą ze wspólnych misek i nie wszystkie jedzą, to sa koty, których nie da rady nawet dotknąć. Jak podac im te leki? Im nie podawać? One sa najbardziej zagrzybione i co z zarażaniem? Łapac je na chwytak? Ze stresu tak im spadnie odpronośc, ze na nic te leki. No i jak sprawić, żeby wetki znalazły około 3 godzin czasu dziennie na zrobienie tego? Tyle w ciągu zadnego dnia nie wygospodarują.

Kolejny pomysł: zwalczamy świerzbowca. Obecnie koty dwa razy w miesiącu dostają ivomec w zastrzyku. No i co z tego? Nic to nie da, bo uszy sa pozatkane wydzieliną i tam lek nie dojdzie, nie zadziała. Trzeba by wyczyścić uszy codziennie, wszystkim kotom. A co z tymi, które sie dotknąć nie dadzą. To samo co wyżej.

Koty zagłodzone: Bierzemy do klatek są raptem 4 w szpitalu, wiecej się nie zmiesci, no i boksy. Organizujemy codziennie wolontariuszy, którzy podaja kotom jedzenie indywidualnie, dopilnowując, zeby zjadły, Koty mają się lepiej, tyją. W tym czasie kolejne kilkanaście czeka na ich miejsce. Ok, utyły, minął miesiąc i co? Wypuszczamy na boksy, żeby za tydzień wyglądały tak jak miesiąc temu? Wyadoptowujemy wszystkie (niemożliwe?).

I tak dalej..

Na pewno są możliwości, by poprawiła się sytuacja w schronisku, ale ja tych sposobów nie znam. Przypadki panleukopenii były i będą, tego się nie przeskoczy. I tak od momentu, kiedy każdy kot powyżej 6 tygodni życia, który trafi do schroniska jest szczepiony przed pójsciem na kociarnie bardzo mocno zmniejszyła się liczba kotów umierających na choroby zakaźne. Środki dezynfekcyjne tu wiele nie pomogą.

Każdego, kto wpisuje sie tutaj, ze słowami oburzenia co do pracy lekarzy, wolontariuszy i innych zapraszam do schroniska. Przyjdź tylko przez kilka dni pod rząd na kilka godzin. Potem porozmawiamy.

Ze swojej strony mogę sporządzic listę leków i środków pielęgnacyjnych, która przydałaby się na pewno Joli w leczeniu kotów w szpitalu.




no właśnie... jeszcze nie zaczęła się rozmowa rozpoczęta przez Pisiokota, a już otrzymujemy długi post, czego się nie da...
właśnie to miałam na myśli...

Ktoś z forumowiczów ma świetny wpis w podpisie. Jego sens brzmi mniej więcej tak, że wszyscy wiedzą, że czegoś zrobić nie można; i przychodzi człowiek z zewnątrz, który o tym nie wie; i nie wiedząc, że nie można, robi to...
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Pt sie 24, 2007 17:26

No to zrób - daj plan efektywnego działania - na pewno będe go realizowac!

CoolCaty

 
Posty: 7701
Od: Śro sie 10, 2005 22:02
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt sie 24, 2007 17:35

Kiedyś był już tu taki wątek, potępiający prace schroniska i lekarzy tam pracujących. Wtedy tez było w nim mnóstwo krytyki i wytycznych jak należało w tej sytuacji postąpić, padały słowa o braku kompetencji o znieczulicy, braku organizacji. Popierałam w 100 procentach. Do dnia 1 maja tego roku, kiedy byłam po raz pierwszy w schronisku jako wolontariusz, nie taki przychodzący na chwilę by obejrzeć koty w boksie. Przez pól dnia sprzątałam z Magda kuwety, ogarniałam boksy, karmiłam koty. Zajęło nam to ponad 6 godzin. Zobaczyłam jak to wygląda w praktyce, nie w teorii. Łatwo mówić co należało by zrobić, łatwo jest organizować coś na papierze, stawiać wytyczne. Gorzej realizować. W schronisku brakuje przede wszystkim ludzi do pracy - w całym obiekcie jest około 700 zwierząt, wdg. informacji na stronie jest 10 opiekunów zwierząt i 5 osób z personelu medycznego, nie pracują wszyscy na raz, wiadomo. Na zmianie jest zawsze jeden weterynarz mający mnóstwo pracy. Psy z powodu przepełnienia wiecznie się gryzą, nie ma jak odizolować zwierząt. Ludzi, którzy przyprowadzają zwierzęta nie ubywa. Wszyscy dwoją się i troją by jakoś ta sytuację zmienić. Tylko na to potrzebne są fundusze. Tez mam w głowie oglad jak to wszytsko miałoby wyglądać, by nie zdarzały się takie sytuacje o których piszesz Femko. Zresztą pisałam Ci to wtedy na gg. Brakuje procedur, jednak jak wszyscy wiemy, aby wprowadzić jakiekolwiek procedury potrzeba funduszy i chęci. Ja jestem tylko osobą, która przychodzi do schroniska robić kotom, zdjęcia i staram się by choć część z nich, te które zauważam, że pilnie potrzebują domów stamtąd wyszły. Nie robię tego dla laurów, dla medali, dla koron, właściwe nie wiem dlaczego to robię, chyba po prostu jest mi ich strasznie szkoda, niczyich, porzuconych, niechcianych, chyba dlatego.
Nie jestem osobą od wprowadzania procedur. Nikt nie dał mi nigdy prawa do tego by iść do dyrekcji schroniska, do lekarzy i mówić im co mają robić. Staram się po prostu tam być i robić to o czym piszę. W tym wszystkim jestem wdzięczna, że mogę zrobić choć to, bo przecież gdyby nie dobra wola p dyr i p dr mogłabym tam w ogóle nie wchodzić i nie mieć tej możliwości.
Nigdy nie ukrywałam istniejących chorób w schronisku, mało tego, zawsze byłam przeciwnikiem tego typu postępowania. Po tym jak adoptowałam kota ciężko chorego jako zdrowia, wiem jak ważna jest wiarygodna informacja na temat zdrowia zwierzaka.
Nie wiem o co Ci chodzi Femko, ale nigdy nie spotkałam się z tym, by którakolwiek z wolontariuszek chodziła do schroniska tylko po to, by później ktoś w tym lub innym wątku nagrodził ja mała ikonką przedstawiająca buźkę w koronie.
Obrazek

Magija

Avatar użytkownika
 
Posty: 15173
Od: Sob cze 05, 2004 11:34
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt sie 24, 2007 17:40

OT: chcialam podziekowac lodzkiemu schronisku za Skipi'ego... dziekuje CoolCaty za to co dla niego zrobilas i dziekuje dziewczynom, ktore przywiozly mi go z Lodzi do Krakowa...
ObrazekObrazek Obrazek

Adrianapl

 
Posty: 10742
Od: Śro kwi 18, 2007 7:41
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt sie 24, 2007 17:57

myślę, że w schronie potrzeba wszystkiego
zaczynając od kuwet, po waciki, patyczki do uszu, chusteczki nawilżające,
leki, maści i antybiotyki
to można kupić i dać
ale co z tego jak nie ma ani ludzi ani czasu, aby podać im te leki i nie datego, ze nikt nie chce tego robić,
ale ja bym nie dała chociażby Quaziemu antybiotyku, uszu w życiu bym mu nie wyczyściła, musiałyśmy robić to we dwie, a przecież to Ania wie co i jak a nie ja
jest mi żal Pusi strasznie, i każdego kota w tak fatalnym stanie, ale mój dom i mój portfel nie jest z gumy i moje emocje też nie,
ja jestem nowicjusz, chodzę tam krótko i nie wiem jak długo

ale każdy kto chodzi, i daje siebie, i czasem tylko siebie to tak jakby dawał tym kotom od nowa sens życia

i trzeba chodzić, czasem prosić, czasem płakać, ale chodzić
"Niczego nie można cofnąć. Niczego nie można naprawić. Inaczej bylibyśmy wszyscy świętymi. W zamiarach życia nie leży nasza doskonałość. Miejsce doskonałości jest w muzeum"..

aga-lodge

 
Posty: 2581
Od: Wto paź 05, 2004 13:51
Lokalizacja: Łodź

Post » Pt sie 24, 2007 19:58

aga-lodge pisze:myślę, że w schronie potrzeba wszystkiego
zaczynając od kuwet, po waciki, patyczki do uszu, chusteczki nawilżające,
leki, maści i antybiotyki
to można kupić i dać
ale co z tego jak nie ma ani ludzi ani czasu, aby podać im te leki i nie datego, ze nikt nie chce tego robić,
ale ja bym nie dała chociażby Quaziemu antybiotyku, uszu w życiu bym mu nie wyczyściła, musiałyśmy robić to we dwie, a przecież to Ania wie co i jak a nie ja
jest mi żal Pusi strasznie, i każdego kota w tak fatalnym stanie, ale mój dom i mój portfel nie jest z gumy i moje emocje też nie,
ja jestem nowicjusz, chodzę tam krótko i nie wiem jak długo

ale każdy kto chodzi, i daje siebie, i czasem tylko siebie to tak jakby dawał tym kotom od nowa sens życia

i trzeba chodzić, czasem prosić, czasem płakać, ale chodzić


Dla mnie to co napisałaś jest to kwitesencja kociego wolentariatu.
To dobrze ,że istnieją tak myślący i czujący ludzie.

Pięknie to napisałaś.
Obrazek...Obrazek...Obrazek...

kristinbb

 
Posty: 40068
Od: Nie cze 03, 2007 20:32
Lokalizacja: Elbląg

Post » Sob sie 25, 2007 14:05

Dzisiaj do domu poszły cztery dorosłe koty :D
pojechała ta kiciunia

Obrazek

Ci Państwo, którzy wypatrzyli ją dwa tygodnie temu i w ubiegłą sobotę nie dojechali byli dzisiaj. Malutka z wesołą minką pojechała do domu :D


Bardzo fajna para przyjechała po Wojtka, którego wypatrzyli na stronie internetowej. Ponieważ Wojtek już w swoim domu w zamian dostali Stefanka, mojego ulubieńca z drugiego boksu. (Magija mogę Ci ich podesłać, żeby sobie u Ciebie obejrzeli zabezpieczenie balkonu ?, chcieli by obudować swój. Chyba, że ktoś inny kto mieszka bliżej Retkini mógłby im pokazać swój i coś doradzić)

Obrazek Obrazek Obrazek

Ponadto do domu pojechała para kotów po zmarłej osobie - dwa przepiękne, wychuchane kocury. Małżeństwo, które zdecydowało się je adoptować przyjechało po "miłego, przytulastego, najlepiej czarnego kocurka". Byłam w trakcie namawiania ich na Mago, gdy przyjechali sąsiedzi zmarłej Pani z kotami. Miały iść od razu do boksów :( przerażone, załamane, biedne...
Ci ludzie byli ich jedyną deską ratunku, uczepiłam się ich jak rzep :( Tym bardziej, że ludzie, ciepli, mili, serdeczni. Rozmawialiśmy bardzo długo, decyzja nie była łatwa, na koniec usłysałam ostrożne "tak" i obietnicę, że wrócą po nie jutro... w końcu pogadali sobie sami "na stronie" i powiedzieli, że koty jadą do domu od razu. Dostałam już od nich sms-a, nawet nie są tak wystraszone, jak się obawiali, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Obrazek Obrazek

O maluchy nie pytał dzisiaj nikt :( Doszły trzy, dwa śliczne burasie, jeden czarnuszek, mniej więcej dwumiesięczne.
Ostatnio edytowano Sob sie 25, 2007 14:35 przez pisiokot, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510 i 63 gości