Kochane moje-dostałam dzisiaj porządnie w kość-z pracy wyszłam o 18.-tej-dobrze,że mąż koleżanki mnie podwiózł,bo śnieg sypie i wieje wiatr!
Wpadłam tylko na moment do Braciszków,wyczyściłam kuwetkę,dosypałam jedzonka,wlałam świeżą wodę i poczłapałam na góre.
Żeby dojść do budki bezdomniaczków ,lazłam przez snieg po kolana-czułam się jak polarnik!
Miziaki chciały sie poprzytulać,ale ja jestem tak padnięta i głodna,że nie siedziałam u nich

-właśnie jem pierwszy posiłek dzisiaj(i ostatni)-tak juz mam dość tej zimy,sniegu i tych pięknych widoków

-wolałabym,żeby już to białe gówno stopniało!!!