Ku..wa... jestem załamana. Wpadliśmy na chwilę do domu i po prostu załamka. Chłopak, który przez 3 m-ce opiekował się kotami i zdawał relacje, że "wszystko w porządku" dał ciała na całej linii. Leda wygląda jak tucznik, cała zima odchudzania kocicy poszła się %$^##! Z Lori jeszcze gorzej - ma zaćmę, straciła wzrok w jednym oku. O to oko walczyliśmy z dr Garncarzem niemal pół roku... Zostawiliśmy zdrowego kota z przykazaniem, że ma obserwować i od razu dać znać, gdy cokolwiek się w oku zmieni. Zaraz po wejściu do domu zobaczyliśmy, że ma białą poświatę na źrenicy, a ten... słów mi brak... nie zauważył tego przez tyle tygodni. A wydawał się najbardziej odpowiedzialny z naszych znajomych. No wszystko mi opadło, nawet nie mam sił się wściekać.
Najgorsze, że musimy wyjechać jeszcze na dwa miechy, bo robotę trzeba skończyć. No i Lori jedzie z nami - dwa razy dziennie krople do oczu;/ Tyle dobrze, że właścicielka kwatery wyrozumiała jest i pozwoliła kota przywieźć.
TŻet się wściekł, nawrzucał chłopakowi, ale co z tego. Kotka oczywiście ma to w nosie, brak widzenia w jednym oku jej nie przeszkadza w niczym, podawanie kropli ją męczy, ręce jej się znów źle kojarzą. Doszliśmy do jednego wniosku: póki mamy taki tryb życia/pracy jak obecnie koniec z DT, bo po prostu nie potrafimy zapewnić kotom bezpieczeństwa. Gdybyśmy siedzieli w domu, pewnie już dawno byłyby wyadoptowane, ale jak się umawiać na PA skoro się siedzi na drugim końcu Polski. Do dupy to wszystko;/
Aha, wszystkiego najnaj Kotce doroty, przede wszystkim zdrowych kotow
Aha2.
OPOLE;]