wiewiur pisze:http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=127977
Dziewczyny, coś takiego na kociarni.
Dziękujemy, wpisałam - zapraszam do CC - bardzo fajne kotki i bardzo pilne adopcje.
Na czym to skończyłam? Chyba na czwartku?
No więc w nocy pani karmicielka złapała kotkę-matkę, w piątek rano dowiozła ją do lecznicy.
Po pracy pojechałam po dwa rudaski i mamę. Malce w kontener, klatka, czekamy. Godzinę, drugą.. W końcu okazuje się, że kotkę przed moim przyjściem nakarmiono.. Klatka została na noc na strychu.
Potem planowała była kolejna akcja pod Światowidem - ale lunęło. I grzmiało. Po konsulacji telefonicznej z karmicielką postanowiłyśmy poczekać. Burza przeszła ok.22.30, pojechałyśmy, nastawiłyśmy klatki. Lokalna publiczność dzielnie i w miarę życzliwie kibicowała, ale na hasełko "może zostawimy klatki, w ciągu dni państwo połapią" tłumek gwałtownie zrzedniał.
Dość szybko złapały się dwa małe. Wytrwale czekałyśmy dalej. Zacząło wiać, z ławeczki przesiadłyśmy się do samochodu. I tam dotrwalyśmy do 5.30.
Rezultat - złapany czarny grubasek z uchem naciętym w październiku

, wypuściłyśmy. Obserwacja - bure z białymi łapkami chyba kocurek, pamiętam go z poprzedniej akcji, bure z bialym gorsecikiem - chyba kotka, coś pingwinowate z czarną kreską na nosie, i to ze zgruchotaną łapką. Czyli cztery do złapania.
Do domu spaaaać. Po drodze po rudaszki - mamusia złapala się, zabralam cały nabój.
I 1,5godz snu, bo przypomnialo mi się, że umówione łapanki na Lipowej.
Na Lipowej na wędzoną kurzą łydkę (dlaczego łydkę - może napisze Marija

) szybciutko zlapało się piękne i smukłe jasno-bure, potem też szybko białe - to, co nam spruło przy przekladaniu w pierwszym dniu łapanki. Potem sterczałam do 11tej, kręciło się ciemno-bure, krówek uparcie zamykający klatkę, czarny z krawatem, bury z krawatem. Chyba niegłodne - wydawło mi się, że z sąsiedniej posesji słyszałam "kici-kici", trzeba tam dotrzeć.
Potem jeszcze jakieś koty posterylkowe rozwoziłam - nie pamiętam, gdzie, na autopilocie, torebkę zostawiłam w lecznicy
A wieczorkiem wizyta przedadopcyjna dot. trzech małych cmentarniaków. I klatka do p.Łucji, która znów coś wypatrzyła
Dziś odwoziłam wykastrowanego białego na Lipową, dwie posterylkowe pod Światowid - ostatnie małe czarne z matką rezydowało pod okienkiem, na mój widok matka weszla do piwnicy, kocię zaczęło się gramolić. Złapałam małe za jeszcze widiczną w okienku d..kę, zaczęło wrzeszczeć, od matki dostałam pazurami po łapie, prychnęłam na nią - bez skutku. Male darło się straszliwie, nade mną otwierały się okna, wyciągałam kociaka spomiędzy krat, usiłując złapać go tak, by nie kłapnęł mnie paszczą, i jednocześnie broniąc się przez mamusią. Po czym godnie i spokojnie, przed zaspanymi oczami połowy kamienicy, przemaszerowałam z wyrywającym się i wyjącym maluszkiem do samochodu, wpakowałam go do konterera, wystawiłam dwa kontenery z pingwinkami i donośnie oznajmiłam "zabieram ostatniego kociaka, i wypuszczam dwa Wasze koty po sterylizacji". Wypuściłam, odjechalam.
Teraz wiozę kochanej CC 4 sztuki na cięce, w niedzielę. Mam nadzieję, że mnie nie wyrzuci

.
Klatki nie mam żadnej - wszystkie w robocie.
Może to i lepiej?
Statystykę uzupełnię w poniedziałek.