Byłam z Saszą u weta...
Umyłam włosy rano i zabrałam sie za porządki w domu "po swojemu"

a potem okazało się że młodych po południu nie ma w domu.Do weta chciał isć syn,bo mi głowa pęknie jak wyjdę z mokrymi włosami,ale że mam stertę pytań do weta poszłam jednak sama.
No i się wnerwiłam,bo w piatki ten wet jest od 15.
Muszę skombinować jakąś opiekę na popołudnie,poza tym pralka wzieła i się zepsuła,a ja mam ogromną walichę ubrań do prania i kocyki kocie i w ogóle.
Jakieś fatum znów się przywlokło
