Szalony Kot pisze:To jest aż niesamowite - przecież te kicie są u pani niecały miesiąc chyba dopiero..?
I to, jak się nimi zajmuje jest niesamowite...
Wiem Szalony Kocie. I tak szczerze mówiąc to jeszcze nie do końca wierzę, że tak im się poszczęściło.
Mało tego - pani dzwoni do mnie z każdą nowiną, czy to dobrą czy to złą. Biorąc pod uwagę iż wiem ile kosztują wszelakie zabiegi weterynaryjne zaproponowałam, że się dołożę. Odpowiedź jaką dotałam brzmiała mniej więcej tak:
"Pani Magdo, naprawdę pomocy finansowej na razie nie potrzebujemy, a pani i tak wiele dla nich zrobiła. Teraz kolej na mnie

"
No i czyż można chcieć więcej? Pani je kocha jak własne dzieci. Martwi się każdym mruknięciem, kichnięciem wręcz. Boi się też jak Zosieńka psychicznie przetrwa zabieg. Pyta jak było poprzednio, bo na dzisiejszej wizycie u weta kicia dała Jej i wetowi ostro popalić. Nie chciała dać się zbadać, wyrywała się itp. Co dziwne jak ja je woziłam to właśnie Zosia była spokojniejsza od Klary, której to nie mogłyśmy z Tusinką utrzymać w pozycji na pleckach. A Zosia po badaniu leżała w gtransporterku bez góry, mruczała i jeszcze ugniatała podkład do tego stopnia, że go podarła

Miałam wręcz wrażenie, ze była rozanielona, że się ktoś nią zainteresował. Chyba, że okazywała radość, że już po badaniu.... Cóż nie umiem czytać kotom w myślach...