dziękuję ,że piszecie i myślicie jak pomóc. kotki widuję nie razem ale każdy dzień to niepewność.
Najbardziej martwi mnie to ,że one straciły wszystkie schronienia. Nawet jeśli przy zabezpieczaniu lub rozbieraniu ruiny nie zostaną zamurowane to one straciły swoje miejsce. Został im krzak na środku trawnika przed akademikiem. i żeby male się nie urodziły bo co z nimi będzie.

Cały problem zacznie się od nowa. Dlatego najważniejsze są tymczasy
Ach Pani porierka( ta z czarnymi włosami) w zeszłym tygodniu wyrazila żal ,że chyba już nie ma kotek bo tak fajnie było jak były male kotki. Bo kocury są be bo jej sikaja na rogi budynku(kiedyś gdy łapałyśmy z katią mówił takie bzdety na temat kotów,że ja i chłopak Katii wyszliśmy bo nerwy mało nam nie puściły.) Ucieszyla się ,że jeszcze sa kotki bo moze będą małe. Na co ja ,że gdzie ma mieszkać ta kotka z kocietami czy ona im coś zapewni. Pani musicie uwierzyć

pokazała na ten krzak na publicznym trawniku.

Kobieta 50 tka na karku ręce opadają. Grzecznie spytałam czy wie,że kot to nie zabawka. Nawet Pani karmicielka,która też wielkim rozsądkiem się nie wykazuje zawsze zdenerwowała się na to mówiąc,że Ta Pani ani kotów nie karmi ani im nie pomaga ani żadnego wziąść nie chce- no nudzi jej się na portierni to sobie czsem popatrzy jak biegają.
Muszę kończyć.
Proszę pomóżcie uratować te kotki one nie mogą tam zostać a czas ucieka.
A dziś to nawet nie pojedzą bo miski stoja pod chmurką a tu straszna pogoda.
