Z góry przepraszam za opóźnienia informacyjne, ale piątek 13 nas dopadł i jak finalnie dotarłam do domu to padłam....
Czarnuszek zabezpieczony, miałam straszny problem z TDT, bo pracę skończyłam znów później niż się spodziewałam i zamiast popołudnie pozostał wieczór na jakiekolwiek działania poszukiwawcze. Na szczęście kot czekał, tak więc zabrałam go na ręcę i do auta, szczęśliwie również znalazł się awaryjny (na tydzień) strych-składzik w domu koleżanki rodziców tyle, że na drugim końcu 3miasta no i tu 13 się objawiło.
Czarnuszka wzięłam na ręce do auta, zamieniłam się z TŻ miejscami i wyprosiłam (potem okazało się szczęśliwie, aby pojechał ze mną i to on prowadził a ja będę wygłaskiwać Czarnuszka). Niestety wpadliśmy w poślizg na trasie szybkiego ruchu - pierwszy przymrozek wieczorny, niewidoczna warstwa lodu po zamarźniętym śniegu i lekkim przymrozku, niezmienione moje EDIT letnie opony

(hmmmm nigdy nie mam czasu na takie błachostki w moim mniemaniu

) no i niestety ..... 3 min przed TŻ mówi - Agnieszka zmieniamy opony po weekendzie wreszcie. Na co ja - stwierdziłam swoją wszechmądrością , że jest to rzecz zbędna i tak w ogóle to zimy nie ma i czasu też nie ma więc dokulam się do wiosny na letnich
Czarnuszkowi nic się nie stało, ani nam, auto trochę gorzej, ale zawsze mogło być dużżżż gorzej.....(1-mogłam prowadzić ja - kierowca rajdowca, kto ze mną jechał ten wie

, 2-mogliśmy zatrzymać się na betonowej studzience wbetonowanej w skarpę , którą skosiliśmy i albo skasować przód w harmonijkę albo dachować. na szczęście wtedy już jechaliśmy bokiem przez pas obok i stratowaliśmy znacznie bezpieczniejszą przeszkodę, 3-mógł jechać obok lub za nami inny samochód, albo co gorzej tir , bo tych tam nie brakuje i wtedy to już byłaby kaszana.... DOsłownie 30 sek za nami w tym samym miejscu wyłorzył się motocyklista, na szczęście jechał wolniej od nas i oprócz jakiś zadrapań nic się nie stało ...Resztę "akcji ratunkowej" Czarnuszek doczekał spokojnie w transporterku, tak więc do TDT dotarł późno i po przejściach. ja już nie wiedziałam jak się nazywam, bo ostatnio wyrabiam 150% normy a jeszcze pech (włamanie i wypadek z tego tygodnia dobiły/dobiją mnie w sensie mentalnym, finansowym i chyba jeszcze w każdymkolwiek innym

)
Zbieram się, bo czeka mnie poranna akcja-reanimacja
No to tyle z relacji piątek 13 z czarnym (prawie, biała kępka krawacik) kotem, który paradoksalnie przyniósł nam szczęście (moje mniemanie), wersja TŻa nieco inna
