Wczoraj opanowała mnie lekka głupawka.
W najmniej odpowiednim miejscu i chwili mnie opanowała. W gabinecie u Doc, nad stołem, na którym Doc amputował łapkę króliczkowi. Żeby nie było, że tylko mnie dopadła ta głupawka. Olę, Natalię i Doc - również, ale nie ukrywam, że prowodyrem byłam ja.
Króliki to dziwne stworzenia - wcale nie gryzonie... [dziwne - z takimi zębami?

] Tym kurduplom podaje się tyle znieczulenia, co średniej wielkości psu. A i tak fikają na stole. Stałyśmy więc z Olą i trzymałyśmy - znieczulone a jakże - małe kurdupelstwo, które koniecznie chciało ze stołu czmychnąć, a Doc operował. A ja zastanawiałam się [głośno] co Doc robi w przypadku, gdy nie ma kogoś do potrzymania.
To jest Koko [nie ja dałam jej to imię

].
Malutka została znaleziona z otwartym złamaniem tylnej łapy. Nie dało się tego złożyć, bo złamanie nie było świeże. Trafiła pod opiekę
www.adopcje.króliki.net - czyli Oli i Natalii.
Do czasu operacji przebywała w schronisku. Jednak po zabiegu wymagała stałego doglądania, więc wzięłam ją na tymczas. [W końcu mam DWIE klatki
królicze.]
Koty - zachwycone. Koki nie reaguje na koty specjalnie. Nawet jak siedzą gromadnie przy klatce i wyciągają jej siano.
Aśka podsumowała całą tę sytuację - `miałaś PP to już tylko tymczasowanie królików ci pozostało`.