Witamy po przerwie. U nas w zasadzie ok, dziura po wyrwanym zębie zagoiła się Miśkowi pięknie. Przez jakiś czas koty były trochę wypłoszone, ponieważ nagle i niespodziewanie porzucił nas "tatuś", po prawie 10 latach wspólnego życia, Diplodok zresztą do dzisiaj bardzo tęskni, ale przecież tego skur... to nie obchodzi. Nieważne.
Ważne, że w piątek Niedźwiadka zaczęła kichać, zaczęłam ją faszerować biostyminą, ale to nie pomogło, wczoraj poszliśmy do weta zabierając po drodze Bambi, która zaczęła kichać w sobotę i już jedziemy na antybiotyku. Niestety nie mam samochodu i nie mogę z nimi jeżdzić do naszych wetek, chodzę do "obcych wetów", bo bliżej, a i tak dwie grube panny w transporterze, który też swoje waży, to przeżycie ekstremalne dla mięśni moich rąk

. Mam nadzieję, że będzie ok. Chociaż marne są te nadzieje, bo dziś od wczesnego poranka kicha Diplodok, powtarza się to, z czym borykaliśmy się zimą. Ostatni pewnie zachoruje Królik. Prosimy bardzo o kciuki i ciepłe myśli.