klauduska pisze:ja co prawda nie mam problemu z tym, żeby do mnie trafiły na odkarmienie, ale za bardzo bym się bała schroniskowe na dt przygarnąć szczerze mówiąc

[pomijając fakt, że nie pałam miłością do polityki Palucha, ale mniejsza z tym

], a tak czy inaczej wyjeżdżam na długi weekend. no i ja z jokotem przede wszystkim współpracuję

nie wiem jak wy to dziewczyny znosicie, tyle kotów, tyle maluszków

podziwiam naprawdę.
Klauduska, oczywiście, że to ogromne ryzyko brać zwierzęta ze schronu, a małe kocięta w szczególności, ale trzeba pamiętać, że choćby pp, trafia na Paluch właśnie z ulicy, z miasta, z jakimś nieszczęśliwym miotem. Akurat teraz jeszcze (ale to kwestia myślę kilku dni) te mioty, które trafiły od miesiąca radzą sobie nieźle, a ten, który poszedł do PKDT był w schronie ponad 3 tygodnie, co w szczycie sezony jest praktycznie niemożliwym do osiągnięcia wynikiem :/
A co do polityki to...o co konkretnie chodzi? Ciekawa jestem Twoich doświadczeń:).
I żeby była jasność- absurd niektórych rozwiązań odczuwam aż za dobrze, ale pamiętajmy, że to jest schronisko miejskie, rządzące się niestety swoimi prawami, a nie chciałabym żeby wyolbrzymianie niektórych kwestii prowadziło do ogólnego zniechęcenia do działań na rzecz kotów w schronie. Pewnie, że nieco prościej, w aspekcie formalnym, pomóc
porzuconemu w kartonie kotu niż wrzuconemu w machinę przepisów i papierków, ale koniec końców- one biurokracji są akurat najmniej winne.
I witam na wątku

alareipan pisze:W tym mieście, jakby na to nie patrzeć mamy 2 DT, które od dawna zabierają Paluchy do siebie i mają większość obecnych tymczasów. Oprócz tego mamy 5 DT, które mają po jednym kocie, bo takie mają możliwości, w tym 4 z kotami ciągle od miesięcy chorymi (a u Julii dobrze ponad roku jest kotka z padaczką) oraz 1, który właśnie zadebiutował z rudą. Z aktywnych na Paluchu pozostaje obecnie "wolny" jeszcze tylko jeden, ale zabiera tylko w ostateczności, gdy już spać nie może. Ostatnio ktoś z pruszkowskich wziął 4 kocięta, ale czy nadal żyją, czy nie, tego nie wiem.
Przy takim zapleczu i przy fakcie, że kociąt do schronu trafia (na moje oko) grubo ponad 1000, w szczycie sezonu nawet więcej niż jeden miot dziennie, skupiamy się głównie na kotach wycofanych, bardzo chorych, w depresji, niejedzących, których w schronie na kilkadziesiąt dorosłych zawsze mamy +/- kilkanaście.
Dla mnie to jest zadziwiające niezmiennie. W tym mieście żyje prawie 2 mln ludzi. I ja rozumiem, że nie każdy musi być miłośnikiem zwierząt, nie każdy musi mieć czas i chęci poświęcać się im miłośnikiem będąc i.t.p. i.t.d. tylko pojąć nie mogę jak przy takiej ilości osób statystyki mogą wyglądać tak kiepsko

spinca pisze:Czy istnieje w Polsce chociaż jedno schronisko w którym koty nie chorują i nie umierają aż tak? Nie pytam czy wcale, bo tę odpowiedź znam, pytam czy nie aż tak.
Nie wiem Spinca, ja na przykład byłam raptem w kilku schroniskach, ale tylko w jednym prowadzonym przez miasto- w naszym. Warunki i organizacja były różne. Sposoby izolacji (o ile w ogóle) były różne, sposoby leczenia, podejścia do sterylek, adopcji, socjalizacji też. Tylko jedno niezmienne- chore koty. Te które nie są chore fizycznie podupadają psychicznie i tak zaraz chorują, ale o tym już było
milion pięćset razy...
smarti pisze:ja brałam koty z dwóch schronisk z półn-wsch i z poł. Polski, gdzie "nie ma" aż tak chorych kotów. Są bardzo brzydkie,zaniedbane,ale z powodów braku higieny w schronie, uczuleń, skandalicznego karmienia,natomiast w tych okolicach koty w ogóle poważniej "nie chorują"... a jeśli chorują to są zapewne leczone "troskliwie w domach"-nie trafiają do schronisk
i to jest przerażające chociaż biorąc pod uwagę że tam nie ma nawet porządnych lekarzy albo zwierzęcych laboratoriów nie mówiąc juz o kasie której nie ma nigdzie ale jednak w dużych miastach o nią nieporównanie łatwiej, to może trzeba na to spojrzeć z pozycji chorego kota którego i tak nikt by nie leczył i dogorywał by w mękach, więc może i to jest humanitarne bo przynajmniej te koty nie cierpią chorując a "spokojnie" zasypiają-nie wiem..jeszcze nie potrafię tego jednoznacznie ocenić..
a no właśnie, długo można dyskutować, dochodzić do różnych wniosków i zastanawiać się czym jest to mniejsze zło i gdzie są granice (mając cały czas gdzieś z tyłu głowy ten nieszczęsny czynnik ludzki)...
AnielkaG pisze:grafiki informacyjne o tym czym jest Paluch dla zwierzaka, bo wiele osób oddając zwierzę na Paluch myśli, ze robi właściwie, "bo to przecież miejsce dla bezpańskich zwierząt".
bardzo dobry pomysł!
Tak, rozmawiałyśmy o tym nie dalej niż wczoraj

Tylko pozostaje kwestia formy przekazu i samego przekazu. Chodzi o globalne uzmysłowienie ludziom czym jest schronisko dla zwierząt. Nie tylko czym jest Paluch dla kotów. Nie kopmy pod sobą dołków, jeśli kiedyś gdzieś efektem nieprzemyślanej kampanii miałoby być to, że ktoś na P. nie przyjedzie wziąć kota bo "one tam przecież umierające". No i jeszcze wykonanie. Potrzeba nam wsparcia. Same nie dajemy rady na bieżąco dokumentować nawet kotów w pokoju adopcyjnym, nie mówiąc o reszcie. Nie ma sensu wypuszczać gdzieś- choćby na fb- nieaktualnych informacji. A nieaktualne będą dopóty, dopóki jesteśmy tam weekendowo (a w dodatku wtedy mamy nieco inne priorytety niż wesołe focenie

. Z tego też powodu już kilkukrotnie upadał pomysł zakładania kotom z P. fb. Ja przyznam, że czuję się w tej kwestii nieco bezsilna bo nie znajduję rozwiązania dla tej kwestii od miesięcy :/ Może warto zastanowić się nad jakimś innym sposobem skonstruowania takiego przekazu niż dokumentowanie kotów z P. "przed i po"? Bo niewątpliwie gra jest warta świeczki!
edit:
klauduska pisze::( [*]
a to trikolorowe to brudne takie czy coś jej jest?
A to tri to maluch jeszcze- ma numer miotu. Przyjechała już bardzo, bardzo chora
