Poleciałam do weta na 9 - okazało się, że dzisiaj od 10. Wróciłam więc do domu i przed 10 wystartowałyśmy jeszcze raz, a tam ludzi już pełno

Pani doktor pooglądała Pana Kota i stwierdziłam, że mu się ten kał nie przesunął, za to kotek znowu zgazowany mocno (choć miał wczoraj espumisan) i kolkę ma. To na brzuszku, to po prostu jelito, które jest pełne i wystaje.

Postanowiłyśmy dać mu ostatnią szansę. Kotek dostał bardzo mocny zastrzyk na uruchomienie jelit, odżywczą kroplówkę, oraz, choć to ryzykowne środek odrobaczający, ponieważ robaki też mogą być przyczyną tej choroby. Pan Kot został w szpitaliku, na elektrycznym kocu i intensywnej terapii, i mam się po niego zgłosić przed 15. Albo się poprawi, albo niestety będzie trzeba mu pomóc odejść. Szłam do tego weta z nastawieniem, że jest do uśpienia, ale skoro jest jeszcze jakaś nadzieja i wet ją widzi, to muszę z niej spróbować skorzystać.
Brzuszek Dzyndzelka też nieco wzdęty, ale kupy są - prawdopodobnie chodzi o robale, więc nie czekając na nic potraktowałyśmy pozostałą dwójkę również pastą na odrobaczanie. Łapa Dzyndelka już lepiej, na tylną nie kuleje, tylko tak śmiesznie chodzi próbując odciążyć przednią chorą łapkę, tylko ja już panikara przyglądam im się z każdej strony i szukam co im jeszcze dolega

Na przedniej łapce zmieniony opatrunek, rana ponownie otwarta, ale już ropa nie cieknie i łapka nie jest spuchnięta.

Niech mi będzie wybaczone, ale ja już bokami robię i nie myślę jasno, a do tego bardzo się o nich boję więc wpadam w lekką paranoję i szukam im kolejnych dolegliwości, żeby zawczasu zareagować....

Jedyny Kizik zdrów jak rydz, choć po tym odrobaczaniu teraz jakiś ospały...
