Dziś taki paskudny, deszczowy dzień. A jednocześnie bardzo szczęśliwy.
Byłąm z Pola w Gdyni i zawiozłyśmy trójkolorkę Maszę (bezdomna koteczka
wyrzucona w mojej dzielnicy, zupełnie domowa) na zdjęcie szwów.
Wszystko pięknie się goi, jeszcze tylko 2 dni w kaftaniku i swoboda.
Pola zdecydowała się, ze może podwieżc koteczkę do połowy drogi do Warszawy.
Właśnie tam wypatrzył ją na allegro przyszły domek.
Zadzwoniłam do Warszawy czy wyjadą po nią w pół drogi.
A domek mówi, że nie, że są bardzo zajęci i nie mogą (mają małą firmę),
ale ich znajomy przyjedzie do Gdańska specjalnie po koteczkę.
Tak się cieszę, bo to znaczy, że na kotce im zależy.
Ta koteczka wyzwala w ludziach chęc pomocy.
Najpierw Kasia zgodziła się zabrac ją na tymczas i zasponsorowała sterylkę.
Pola opłaciła małej hotelik na miesiąc, bo Kasia wyjechała na urlop.
Tak szybko znalazł się dom, a chociaż daleko, to widac, że koteczka zrobiła na nim wrażenie.
Koteczka bardzo miła, miziasta, spokojna, w lecznicy prawdziwy anioł, tak grzeczna.
W hoteliku pani też nią oczarowana.
Tak więc jestem bardzo szczęśliwa, a moją radośc psuje jedynie tylko widok koteczka,
pingwinka, którego na spacerze z psem, widzieliśmy w zaroślach.
Wyglądał na domowego, zagubionego, ale nie dał podejśc do siebie.
Ponieważ zawsze mam coś do jedzenia dla kotów, zostawiłam mu trochę suchej karmy.
Nie wiem czy zjadł, bo już ciemno było, a on czarny przecież.
Zobaczę jutro czy dalej tam będzie.