
Niby jest lepiej ale chyba nie całkiem. Szyszka taka jakaś niemrawa. Wczoraj przyłapałam ją jak lizała żwirek betonitowy.

Tż pracuje od świtu do nocy, na sobotę potrzebna załadowana meblami przyczepa a tu na przyczepie mieszka złom, którego nie ma kiedy wywieźć. Coś czuję, że zwalimy go z powrotem na podwórko.
Nie ma też kiedy jechać do weta a wielką sukę Zuzę boli ucho. Wszystko pod górkę.
Zaczynam się powoli łamać czy nie zabrać tych biednych czarnuszków od CoolCaty. Wariatka jestem

Mogę je co najwyżej powsadzać do klatek.

No, zdecydowanie mam za mało problemów.