Ale się działo. Historia jak z horroru ale od poczatku.
Z Bura super. Wczoraj była trochę zła i myślę, że środki przeciwbólowe przestały działać. Zarobiłam pare razy po łapach. Kita jest taka szybka, że wymiękam. Właściwie to nie widać jak łapa leci w kierunku ręki tylko od razu to czuć. Nie przeszkadzało jej to jednak w mizianiu się i wystawianiu brzucha choć mniej niż w sobotę. Zjada wszystko co jej dam. Jadła do tej pory saszetki intestinala i serek biały ale od dzisiaj zaczynamy tez z suchym bo wieczorem był kupal. Jest naprawdę dzielna i chyba jej się podoba pełna miska i ciepełko.
A teraz horror z happy endem.
Pojechałyśmy wczoraj na zajezdnię. Już pod blokiem śledziłysmy kulawą kotkę (biało czarna co to ponoć miała młode). Na parkingu przy zajezdni był mocno wstawiony pan dozorca (nie ten z którym wcześniej rozmawiałam). Pozwolil nam działac ale potem trochę przeszkadzał. Miałyśmy tylko jedzenie, podbierak i transporter. Przy jednej z hal jest zarośnięty trawnik. Koło niego kręciła się kulawa kotka aż gdzieś przepadła. Zaglądałyśmy do okien z każdej strony i nic. Wreszcie w pogoni za dziewczynami ruszyłam przez trawnik. Matko zdeptałabym. Spod nóg wyskoczyła mi kulawa kotka. Rozgarnęłam trawę a tam 3 małe kluski. Powiedzcie mi czy ta kotka totalnie zwariowała. Jak można zrobić gniazdo w trawie (tam pełno różnych zadaszonych dziur). Tam są dzikie zwierzęta, ludzie puszczają też psy, nie mówiąc już o pogodzie. Nieźle wyleżan ta trawa więc musiały tam trochę być. Kluski na oko mają 2-3 tygodnie i są bure

(jedno całe bura i dwa bure z białym - śliczne). Po późniejszym ich zachowaniu wydaje mi się, ze bliżej 3 tygodni. Są grubiutkie ale chore. Dwa miały zaropiałe oczy (potem też okazało się, że kichają). Zwinęłyśmy małe do transportera, zawinęłyśmy w polarek i skaskaNH została z nimi na posterunku i użerała się z panem dozorcą

. My pojechałyśmy po klatke łapkę. Sorry wszystkie dziewczyny do których wydzwaniałyśmy w nocy. Po prostu miałyśmy totalny dylemat, bo kita nie chciała do klatki wejść i już. Małe były głodne, darły się a do tego robiło się zimno. Oszczędzę wam dokładnego opisu. Łapałyśmy na dzieciaki i na żarcie. Raz kotka się niby złapała ale klatka się nie zamknęła i spierniczyła. Po 24-tej zdecydowałyśmy, że koniec męczenia małych. Zdecydowałyśmy, że spróbujemy podstawić je Burej. U mnie nakarmiłyśmy RC conv. Wymasowałyśmy - skutecznie tylko jednego. Bura syczała, waliła łąpami ale zostawiłam je z nią w klatce. Musiałam zostawić klatke otwarta bo sie nie zmieściła kuweta. Po 4-tej usłyszałam huk z łazienki. Bura próbowała wskoczyć na półkę i chyba spadła. Wygłaskałm potwora, wsadziłam do klatki i miziałam dalej. Małe się obudziły i jeden odważny zaczął podchodzić do Burej. Kitka załapała. Wylizała po kolei wszystkie. Małe przyssały się do niej mimo, że nie ma mleka. Sielanka. Mogłam pójść spać. Około 5-tej zadzwoniła Ewa, że dzwonił dozorca (zmiennik tego pijanego, któremu bardzo dziękujemy) i że kita sie złapała. Cóz było robić. Zabrałam Burej dzieci (miała je z godzinkę więc szybko zapomni), wpakowałam w transporter i jazda na zajezdnię. Zabrałam klatkę z walcząca biało-czarną (ogłaszamy konkurs na imię) i zawiozłam rodzinkę do Ewy. Mają lokum w garażu (w wolierce po burasiątkach). Nie było różowo ale Ewa już doniosła, że kita karmi. Musiała mieć pełno mleka, bo nie karmiła około 13 godzin. Musimy maluchy szybko zabrać do weta a to proste nie będzie. Może jakieś rady??
Ja spałam 2 godziny i jestem w robocie więc jak zaczne bredzić to nie zwracajcie uwagi

. Jessoooo ale noc.