No i zaczęły się schody...
Wczoraj już musiałam przykryć Marę przy kroplówce, bo uznała, że nie potrzebuje

Na szczęście wystarczyło zakryć łepek kocykiem i uspokoiła się.
Zaraz zobaczymy, jak będzie dzisiaj, ale najpierw chcę ją obmacać, czy na pewno wszystko się ładnie wchłonęło
Wczoraj w ciągu dnia kiepsko jadła, ale w nocy zdecydowanie nadrobiła

Poza tym odsłoniłam jej na noc klatkę, bo do tej pory siedziała w zasłoniętej przez większość czasu, żeby miała więcej spokoju.
No i dzięki temu mogłam zaobserwować, że wyraźnie lepiej się czuje: usiłowała się umyć, rozglądała się wyraźnie żywo zainteresowana tym, co się dzieje dookoła, normalnie już siada, a kładzie się w znacznie bardziej wyluzowanej pozycji, na boczku.
To jest olbrzymia różnica w stosunku do tego, co było - nawet na podwórku ona siedziała przez cały czas skulona na maksa, z nosem w ziemi lub misce z wodą i nic jej nie interesowało, co się dookoła dzieje. Reagowała wyłącznie na zagrożenie, a i to odbiegała tylko kawałek i znowu się kuliła.
Z drugiej strony, to zaczynają mnie coraz bardziej niepokoić te odgłosy, które wydaje z siebie
Glut jest wyraźnie mniejszy lub nawet go nie ma. Ja w każdym razie już go nie widzę, więc albo jest po glucie, albo wysmarkuje jakieś resztki, jak nie patrzę. Ale Mara dalej ma potężny problem z oddychaniem, jedzeniem i piciem, myciem się - dźwięki przy tym wydaje jak stary gruźlik skrzyżowany ze świnią

Do tej pory szło na gluta, ale... jak wyżej... Glut znika, dźwięki zostają

A są momenty, kiedy jej w ogóle nie słychać...
Z zupełnie innej beczki (no, prawie

) - wczoraj do siebie wróciła Dzidzia
Ma tak fajną miejscówkę, że aż żal byłoby jej szukać jakiegoś domu
Fajny ogród, przesympatyczni ludzie - żyć nie umierać
