Anna Kubica pisze:felin pisze:magdaradek pisze:Kurcze, może rzeczywiście można coś zrobić w tym przypadku???
Nie można, ale trzebaPrzecież to ewidentny przypadek znęcania się
Czy naprawdę ktoś musi zabić kota - czy inne zwierzę - żeby go pociągnąć do odpowiedzialności?
To że kotkę nie zabili nie oznacza że nie skazali jej na śmierć poprzez niewyobrażalne cierpienie![]()
Ci "ludzie" powinni odpowiedzieć za tą tragedię
smarti pisze:Marzenia11 pisze:W pełni poprę każde działania na rzecz ukarania opiekunki/na Pelasi...
ja też.
Babę trzeba pociągnąć do odpowiedzialności i zadbać o to, by już nigdy w jej ręce nie trafiło żadne zwierze
Pelasiu, tak bardzo i mocno zaciskam za Ciebie kciuki



















Dziewczyny, czy tej otwartej rany na łapce nie należałoby zaszyć, zeby tamtędy dodatkowo nie dostały się jakieś świństwa do organizmu? Też tak myślę, czy nie należałoby chociaż po odrobince, mimo ran i bólu w pysiu próbować na siłę podawać coś Pelasi płynnego do jedzenia, żeby żołądek, jelita i trzustka nie przestały pracować (tak było z Milą, która nie jedząc, wywołała u siebie zapalenie trzustki i gdybym jej na siłę nie karmiła i nie poiła, to pewnie już by było po kocie, no ale jej stan nawet w kilku procentach nie był tak fatalny jak Pelasi, więc nie wiem, tylko "gdybam". Wet mi powiedział wtedy,że samymi kroplówkami to nie da rady -zwłaszcza ze u Meli wenflony też się zatykały a żyły pękały -że każdy kot powinien codziennie choć trochę czegokolwiek przyjąć, żeby wewnątrz wszystko w miarę normalnie podtrzymywało swoje funkcje) Przy tym osłabieniu, boję się że kicia niestety nie da rady, jeśli jej organizmu nie "zmusi" i nie zmobilizuje do walki. Bo na samych kroplówkach żyłki będą pękać i wenflony zatykać... Będzie coraz słabsza... Kurcze, wiem, ze w warunkach szpitalika, schronu, takie podejście indywidualne do pojedynczego kota to nie lada wyczyn... ale wiem, ze będziecie próbować... Kurcze, a może Pani Beata, do której kicia ma trafić, może jakby już ją dać, gdyby Pani się podjęła tak trudnego zadania, przy tym stanie kici, to Pelasia, w warunkach domowych szybciej podjęłaby walkę? Przepraszam za te moje dewagacje, mam nadzieją, że nikt nie poczuje się dotknięty. Wiem, że najlepiej radzi się z daleka i wierzę, ze robicie wszystko co w Waszej mocy, by ratować Pelasię. Dewaguję tak, bo może okazałoby się, ze warto zapytać Panią Beatę o możliwość walki o Pelasię w domku? Z tego co wyczytałam to wspaniała osoba, której naprawdę na kici zleży. No a jeśli Pani byłaby w stanie czasowo, przy finansowym wspoarciu forum, to może... dla Pelasi byłaby to lepsza droga walki o życie - już w swoim domku.
Pelasiu, kochana, walcz, walcz malutka













Codziennie, nieustająco myślę i modlę się o drugą szansę dla Ciebie, o nowe życie. I czaruję rzeczywistość tymi myślami, aby wszystkie dobre fluidy miały moc sprawczą i dobre życzenia zamieniły w siły oraz zdrowie dla Ciebie koteńku


Dziewczyny, Pani Beato i inne dobre duchy wokół kici - i za Was ogromne kciuki, abyście wytrwali wszyscy w tej trudnej walce o Pelasię


