Witam:)
To jeszcze relacja ode mnie:)
Te 3 kociaki "planowane" dla Myszy - złapały się bardzo łatwo i przyjemnie - po prostu wlazly do klatek-łapek, nawet bez oporów:) Ich mama po kastracji sie nimi nie zajmowała w ogóle i były wyraźne spragnione kontaktu z kimkolwiek... Są śliczne, zdrowe i mają koszmarnego świerzba:) łagodne jak baranki:)
Zastawiłyśmy klatkę na jedną kotkę, ale zamiast niej złapała się jej córeczka - to ta nadliczbowa koteczka - śliczna, czarna z bialym malutkim śliniaczkiem. Trochę fuka, ale niegroźnie:) Stad zdrowia odpowiadał idealnie tamtej trójce, udało sie je połączyć bezkolizyjnie...
Do złapania zostały:
- chyba 4 bure kociaki w tym dużym budynku (mieszkają w dziurze w ścianie, wejść się tam nie da, więc musiałyby wyleźć do żarcia - są już podrośnięte nieco (na pewno starsze od tych dzisiejszych) i wyglądają (przynajmniej z odległości 5 m) na zdrowe. Za złapaniem ich przemawia tylko jeden fakt: budynek, w którym mieszkają jest przeznaczony do rozbiórki (nie wiadomo kiedy).
- chyba 3 lub 4 czarne kociaki mieszkające na drugim parkingu, od "naszego" parkingu zaraz na lewo, za takim blaszanym płotem. To stamtąd jest ta nadliczbowa koteczka.
- kilka kotek do ciachnięcia - wg mnie przynajmniej 4 (1. bura - matka trikolorek, 2. buro-biała, która podchodzi pani Marzenie PRAWIE do rąk, 3. matka tych burych kociąt i 4. matka tych czarnych kociąt)
- sporo kocurów, m.in. marmurek, który sie wyleguje na trawie koło parkingu, rudy ojciec trikolorek i taki chudy biało-rudy, który zasadniczo mieszka na podwórku o adresie chyba ząbkowska (lub brzeska) 21 i też karmicielce podchodzi do rąk, ale ona sie go boi złapać, a do kaltki nam nie wlazł...
to te, które znam osobiście. do tego na pewno jeszcze dochodzi stado innych...
Podwórko, o którym wspomina Gagucia (z niemiłą panią) jest vis a vis tego o numerze 21, po drugiej stronie ulicy. Tam przychodzą koty z jakiegoś szpitala. Problemy z łapaniem tam kotów są 2:
- jeden to owa pani, która jest przekonana, że kastracja nie ma sensu, bo i tak przyjdą następne koty; przeprowadziłyśmy z panią m.in następujący dialog:
"poszukajcie sobie lepiej podwórek gdzie koty są bite albo mają głowy urywane, bo takie są, to stamtąd zabierajcie koty"
"a gdzie są takei podwórka"
" nie wiem, ale są, poszukajcie sobie"
- a drugi problem to nasza niewiedza dotycząca stanu kotek tam, bo na pewno przynajmniej część karmi... m.in. taka jedna, o której pani mówi "to moja ulubiona kotka, ona ma często dzieci, miałam ją zabrać, ale w końcu została, jej nie dam wam zabrać".
a resztę kotów najlepiej mamy stamtąd zabrać i umieścić w Konstancinie.
Wyjaśniła się też sprawa kotów z Wileńskiej i Targowej, moje wczorajsze informacje były wyraźnie przekręcone... otóż...
na Wileńskiej spalił się dom, w którym było niegdyś dużo kotów. i w chwili obecnej nikt chyba nie wie czy tam w ogóle jakieś koty przeżyły. Możnaby to sprawdzic i się nimi ewentualnie zająć, o ile ktoś ma czas i ochotę...
a na Targowej niestety smutno - PODOBNO te kocięta, co je Atka widziała zostały spalone. I owa Pani stamtąd ma żal do pani Ewy "bo te pani młode koleżanki to obiecały pomóc i nic nie zrobiły". Szlag mnie trafił jak to usłyszałam, ale przekazuję w całości. Żeby nie było niedomówień - pani Ewa nie ma do nikogo żalu!
Kolejna sprawa - Beata - pytasz czy owe panie z bazaru nie mogłyby wziąć kotów do siebie. Odpowiedź brzmi: nie. mają już 9...
I żeby nie było nieporozumień: wiem, że wielu forumowiczów ma więcej, a mimo to pomaga. I nie traktujcie tego co piszę jako usprawiedliwiania owych pań, ale:
- to są osoby, które o kastracji kotów usłyszały po raz pierwszy 3 miesiące temu i - co świadczy o nich bardzo pozytywnie - od razu sie na nią zgodziły
- to nie są osoby "dziane" - owszem - bardzo biedne nie są, ale pamiętajmy też o tym, że codziennie z własnych środków dokarmiają (mięsem, nie suchymi karmami) kilkadziesiąt kotów i stado gołębi...
- gdyby któraś z nich pojawiła sie na forum - pewnie by została zaatakowana... choćby przez to, że oddają koty każdemu kto chce, bez podpisywania umów, sprawdzania domków itp. jeśli oddają koty - to głównie swoim klientom, mieszkańcom okolicy. Dla osób spoza Warszawy wyjaśnienie: bazar Różyckiego to dość specyficzne miejsce, osoby na nim pracujące raczej nie należą do elit społeczeństwa... otoczenie tego bazaru to również zakątek interesujący z socjlogicznego punktu widzenia, nie szukałabym tam ludzi karmiących koty Royalem...
Podsumowując: nie oczekiwałabym od nich więcej niż robią... Karmią, zgadzają się na kastracje, pomagają nam w tych łapankach... i chyba tyle musi nam i kotom wystarczyć...
Skoncentrowałabym się na dalszym wyłapywaniu kocic, jesteśmy wstępnie umówione na niedzielę - kto chętny? (przypominam, że ze mną odpada problem kluczy do Boliłapki). Mam zgryz co zrobić jeśli przy okazji znów się zlapie zdrowy kociak - dlatego domki dla potencjalnych nowych ZDROWYCH kociąt są pilnie poszukiwane.
no i domek dla tego, co siedzi u mnie - w poniedziałek będzie musiał wrócic do klatki w lecznicy!!!