» Czw cze 15, 2006 14:57
Słonko, myślę, że naprawdę zrobiłaś dla Miodzia bardzo wiele. Krótko żył, ale przekonał się, że są ludzie, którym na nim bardzo zależy, miał swojego człowieka, swoją porcję pieszczot. To bardzo dużo. Odszedł spokojnie, w otoczeniu ludzi, którzy go kochali.
W listopadzie, tydzień po własnych urodzinach musiałam pomóc odejść mojej ukochanej suni. Buba miała już 14 lat, co jak na owczarka z problematycznymi stawami biodrowymi i zanikiem mięśni jest bardzo dużo. Przez ostatnie dwa lata życia, kiedy podczas chodzenia potykała mi się na prostej drodze, myslałam sobie "żeby tylko zmarła sama we śnie, żebym nie musiała jej usypiać, nie przeżyję tego". Psina zachorowała mi poważnie w maju, wtedy nasz pan dr ją utratował. W październiku choroba uderzyła ze zdwojoną siłą. Nikt z nas nie dopuszczał do siebie tej myśli. Z żalu sama rozchorowałam się koszmarnie ciężko. Moja siostra jeszcze ciężej, o mało nie trafiła do szpitala. Dlaczego to piszę? Może dlatego, że uważam, że decyzja o pomocy w odejściu Buby była nie tylko jedną z najtrudniejszych w życiu, ale i najlepszych. Odeszła w domu, wśród swoich, zasnęła na moich kolanach...
Nigdy je nie zapomnę. Na zawsze pozostanie ze mną. Płaczę jak widzę na ulicy psa podobnego do niej. Staram się myśleć o tych dobrych rzeczach, o tym, że długo przeżyła, z kochającymi ludźmi, że nikt jej nigdy nie bił, nie głodził.
Ja też opłakałam Miodka, choć znałam go tylko ze zdjęć i relacji z forum. Choc nie jestem bardzo religijna, modliłam się żarliwie o cud dla tego malego, biednego rudzielca, przeliczyłam fundusze żeby sprawdzić ile mogę przelać na jego leczenie. Sama czuję żal i wściekłość na głupi los, który zostawia przy życiu wredne i głupie jednostki ludzkie a zabiera takie niewinne istoty (stara ze mnie baba już, ale jak gasła moja Buba, robiłam w duchu targi ze śmiercią prosząc by nie zabierała mi mojej Buby bo ja mam tylko ją, niech weźmie kogoś innego, ze szczególnym uwzględnieniem jednego członka mojej rodziny, który mi dużo krzywdy wyrządził...).
Dlatego uważam że specjalny fundusz imienia Miodka na połamane koty to dobry pomysł. Sama jestem nieco pod krechą bo remont i wykańczanie mieszkania wykańcza mnie ale zawsze znalazłabym trochę pieniędzy by regularnie przesyłać.