Dzięki za rady.
Ja sobie zdaję sprawę z tego, że mała potrzebuje więcej czasu, że przyzwyczajenie się do nas i zaufanie musi potrwać. Opadły mnie tylko wątpliwości kiedy uświadomiłam sobie, że na razie żyjemy z Blue jakby równolegle - ona w jednym pomieszczeniu, my + koty w innym. Zaczęłam się zastanawiać na ile taka sytuacja będzie sprzyjała zmniejszaniu się dystansu i oswajaniu się małej z nami.
Wątpliwości mi przeszły tej nocy. Tej nocy malutka budziła nas tylko 5 razy...
Pierwszy raz - godzina 1 w nocy - malutka bawi się w naszym pokoju wskakując i wyskakując z pudełka. Kiedy wyskakuje z wielkim wybiciem, pudełko szura po podłodze i wali w ścianę. Malutka uszczęśliwiona. Moje koty zdegustowane. My z TŻ nieprzytomni i jakby trochę niezadowoleni...
Potem następuje przerwa. I godzina 2 w nocy. Malutka odkrywa wiszącą na klamce myszkę na sznurku. Och, zabawa jest super. Myszkę można tarmosić na wiele sposobów - z dołu, z góry, z boku, z podskoku i ze zwisu

To, że za każdym razem drzwi walą w ścianę, to przecież tylko wypadek przy pracy
Myszka zostaje przez wredną pańcię aresztowana. Malutka - widząc z naszej strony absolutny brak zachwytów dla jej zabaw - postanawia nam dać czas na przespanie się z tym problemem

Zapada cisza. Do godziny 5.
Godzina 5 - malutka wpada do pokoju i zaczyna buszować w kąciku zabaw. W ruch idą myszki, piłki i kulki. Najfajniejsza jest ta z dzwonkiem

Można ją gonić po całym pokoju
Nie wytrzymuje tego Malucci, który w końcu upomina smarkatą ponurym buczeniem

Malutka czmycha do średniego pokoju i zapada cisza. Przysypiam.
Na 20 minut. Po tym czasie słodkie kociątko zaczyna miauczeć. Siedzi w średnim pokoju i nawołuje. Może jest głodna. Może jest samotna. Może jej się nudzi. W każdym razie źle jest kotu i dzieli się tym bólem ze światem...
Po jakimś czasie przestaje. Przysypiam po raz kolejny. Do 6:15. O tej porze mały tajfun wpada do pokoju i ponownie atakuje piłkę z dzwonkiem. I futrzaną kulkę. I materiałową myszkę. I jeszcze kilka innych rzeczy...
No, wreszcie się kotce udało. Wstałam. Kociarstwo oczywiście kłębi się koło moich nóg i wędruje ze mną do kuchni - czas przecież nakarmić biedne futerka. Blue siedzi w progu pokoju i czujnie popatruje czy nie widać michy dla niej. Daję pozostałym kotom ich miski, a miskę małej niosę do łazienki. Wołam ją na jedzenie. A mała cwaniara popatruje to na mnie, to na miejsce karmienia pozostałych kotów i pomiaukując wyraźnie daje mi do zrozumienia, że przecież koty jedzą tam, a nie w łazience
OK, nie będę się kłócić. Dostawiam 4 miskę do postawionych wcześniej. Mała zgadza się łaskawie zjeść śniadanko

Ale po opróżnieniu swojej miseczki biegnie do łazienki sprawdzić czy jednak czegoś tam dla niej nie zostawiłam
Reasumując: mała korzysta z pozostałymi kotami ze wspólnej kuwety i życzy sobie jeść tam gdzie one. Kiedy leży np. na parapecie można do niej podejść na jakieś pół metra i pogadać. Za to zabawy i szaleństwa odbywają się tam, gdzie jesteśmy my, więc siłą rzeczy Blue oswaja się z naszym widokiem i obecnością. Więc chyba faktycznie trzeba po prostu cierpliwie czekać i dać jej się przyzwyczajać do nas, naszych kotów i całej sytuacji w swoim własnym tempie. Jakoś to przeżyjemy
