Dzięki.
Siły mi są potrzebne bardzo, bo ( mam nadzieję! ) długa walka przed nami.
Tak. Tuptuś wyszedł na koty. Tfu tfu zdrowy, fajny, śliczny i miziasty. Do tej pory całe moje życie miałam szczęście do zwierząt. I tych kupionych u hodowców i tych wzietych jako bidy.
Tuptusiowi muszę na serio poszukać domu. Sytuacja niespodziewanie zmieniła sie tak, że jest wielkie prawdopodobieństwo zamieszkania rodziców ze mną. A mają suczke. Też kiedyś bide. Jest u nich od 11 lat. Nadpobudliwa, bardzo wrażliwa a przez to ciepająca sie na każde zwierze ze strachu. Ze Zmorką problemu nie będzie bo sie znają. Z Luśką po kilku dniach tez nie bo ona jest spokojna do innych suk. Ale z kotem byłby powazny problem. Wiem, bo mi Tommyego ugryzła dość mocno kilka lat wstecz. Musiałabym zamykać kota na stałe
Mama porusza sie tylko po mieszkaniu. Ma problem z chodzeniem. Mieszkaja na czwartym piętrze bez windy. Kiedy tata stanie na nogi nie wiadomo. Trzymam sie tego że stanie. Ale czy na tyle aby biegać z psem, na zakupy itd to wątpię. Czas więc uszykować kącik u nas dla nich. W tej chwili pracuję w Sosnowcu, tata w szpitalu na jednym końcu Dąbrowy, mama na drugim a ja mieszkam w Sarnowie. Codziennie robię autobusami 75 km..... 9 autobusów dziennie. Obiadów juz nie gotuję. Jem kromki w locie. Z psami na spacer chodzę co drugi dzień. Czasami młody sąsiad je zabiera w dzień choćby do sklepu. Tuptuś siedzi sam biedak.
I jestem już diabelnie zmęczona. Potrzebuję snu i wypoczynku. Psychicznie twarda ze mnie bestia ale jak nie odpocznę to i to sie sypnie. Ciężki czas nastał....
Gdyby Luśka Tuptusia sie nie bała to kot miałby towarzystwo psów. Ale on z upartością niesamowitą koniecznie chce ją ciągle ogladać z bliska i wąchać a ona biedna ucieka do mnie ze strachu. Nie mogę stresować psa. Do tego nawet pacyfistyczna Luśka mogłaby w końcu nie wytrzymać i ze strachu capnąć upierdliwego kota. A ten znowu mógłby się odwdzieczyc pazurkami po jej oczach. Nie mogę dopuścić do tego. Kot jest wiec zamknięty u góry jak mnie nie ma.
Do tego jako że problemu chadzaja stadami to Zmorka podsikuje się. Teraz już na 99% jestem pewna że ma posterylkowe nietrzymanie moczu. Muszę do weta po kropelki. Oczywiscie Luśka do kompletu też zaczyna kombinować. Przestała jeść. Nie całkiem, ale jednak. Gdyby nie to że zawsze po każdej cieczce miesiąc po jej skończeniu pomykam do weta na USG macicy czy jakieś ropomacicze sie nie wykluło to byłabym w strachu ze to jest to. Jednak 10 dni temu miała USG robione i wszystko czysciutkie. Ale muszę jutro jechać zrobić jej biochemie bo mnie niepokoi to niejedzenie. Jest też zmiana w zachowaniu. Nie ma objawów bólowych, ale jest inna. Nie potrafię tego wyjaśnić. Znam swojego psa i jest inaczej. Całkiem możliwe że to urojona ciąża choć mleka nie ma. Ale nie zawsze ono jest w takich wypadkach. O urojce może świadczyć fakt, że dziewcze klei sie do mnie jak oszalałe, klei się do Zmorki a do tego skrzętnie wygrzebuje dołki w swoim posłanku. Ale badanie zrobić muszę bo .... No bo spokój sumienia to bezcenna rzecz.
Zmykam dalej. Pozdrawiam Wszystkich.