No własnie, ja w Łodzi, aż do środy...
No cóż, ogarnęła mnie stuprocentowa frustracja.
Wielka szkoda, ze kociaki są trudnołapne.
Śledziłyśmy je w piątkowy wieczór, z alysią i senioritą. Wszystkie trzy czarno-białe pingwinki są pilnowane przez czujną burobiałą mamusię, która podchodzi do człowieka, syczy głośno: 'zostawcie moje dzieci!' i chyba w tajemnym kocim jezyku ostrzega kocięta, aby trzymały sie z dala od klatek łapek.
Dwie klatki nafaszerowane tunczykiem i kurczakiem nie skusiły kociąt na tyle, aby któreś z nich zaryzykowało...
Niestety, wyjeżdzam z Wawy w najbliższy weekend i wracam w połowie lipca.
Mogę jeszcze spróbować w piątek, nie wiem, czy się uda wyłapać kociaki... chyba jakis pech mnie prześladuje.
czy ktoś chciałby i mógłby zastąpić mnie na placu boju i pomoc złapać kociaki? bardzo proszę w imieniu kociąt!
Dom tymczasowy zaoferowała dla nich wspaniała seniorita, przed którą wypada jedynie schylić czoła, z podziękowaniem dla determinację i wielkie serce
Tak bardzo szkoda tych kociaków. To fajne maluchy, oswajają sie niemal w mgnieniu oka. Niemniej jednak, lada moment dorosną na tyle, że oswojenie ich stanie się wielką sztuką. i będą skazane na niepewny żywot kotów cmentarnych.
Na Cm Wolski wróciła również z lecznicy na Powstanców mama moich Piłkarzyków, przywiozła ją meggi_2 z panią Wiesią.
Uszko nie podcięte

, pomimo mojej wyraźnej instrukcji, która została odnotowana na talonie...
A moje Piłkarzyki nadal szukają sensownych domków... chwilowo rezydują w Łodzi, zostaną u mojej mamy do połowy lipca.