Przede wszystkim mialam depresje pomocowa, ale o tym pozniej.
Na razie nowosci:
- male syjamkowate, beżowe i niebieskookie, tak ze 3 tygodnie, istny tajfun, ślad po grzybku, ale ogólnie bardzo dobrze
- wczorajsza akcja ratunkowa - uslyszalam w oddali miauki kociaka, poszlam w nocy sprawdzic, bo nie moglam zasnac. Znalazlam kocie uwizęzione w słupie w budowie (między żelastwem), po rozcięciu brezentu okazało się, że ma parę dni, ledwie otwarte oczy i jeszcze klapnięte uszka. Nie mam kompletnie doświadczenia z tak małymi szkrabami, ale karmię z butelki co 3 godziny kocim mlekiem (całe szczęście, że mam zapas) i masuję brzuszek. Były już jakieś krople siku, ale generalnie kociak płacze i pełza w poszukianiu matki. Muszę go zabrać dziś do pracy, bo nie mam szans na wolny dzień, TZ też uwiązany, a nakarmić tzreba.
- Leśka już po rujce, ciachamy w przyszłym tygodniu i wydajemy. Nie wiem tylko, czy nie dałam d...., bo zorientowałam się po kilku godzinach, a w domu nieciachnięty Diablito
- Diablito ciachnięty w trybie pilnym, ale pogorszyło mu się zdrowie, po kilku dniach wymiotów spędził noc w klinice pod kroplówką, była jakaś infekcja i znowu wróciły lamblie. Leczymy i może uda mi się go wreszcie wydać.
- reszta bez zmian, tylko wszystkie coraz grubsze. Kicia i Smerf skończyły rok.
Nawet nie miałam czasu zając się adopcjami...
O depresji póżniej, bo małe znowu skrzeczy.
