Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
persiak1 pisze: Wniosek....
Co do fb to taki ,że nie wiadomo komu wierzyć i ile z tych apeli jest prawdą.
ElBrus87 pisze:Dorzucę jeszcze raz wieści z drugiej strony frontuMoże mam wybitnego pecha, a może jednak coś jest w opinii o zwierzolubach/organizacjach prozwierzęcych, które nienawidzą ludzi/mają w zadzie dobrostan zwierząt - byle hajs z datków się zgadzał...
Po przejściach z dwiema fundacjami (w jednej nas zwodzono miesiąc i do dziś nie wiemy czy ten kot w ogóle istniał - na pewno to istniały nasze datki na niego, w drugiej - kto chce niech wróci do mojego wcześniejszego posta), uznaliśmy że odpuszczamy, ale fejs ciągle podrzucał mi schroniskowe rozpaczliwe wieści o kotkach, które potrzebują domu. Przełamaliśmy się... Dzwonię do pierwszego schroniska (albo raczej z nazwy "azylu") - nie zdążyłam powiedzieć, o którego kota chodzi, a już usłyszałam, że zwierzęta wyadoptowują wyłącznie do mieszkań własnościowych. Mieszkamy w wynajętym, więc mamy spadać, bo tacy jak my to nieodpowiedzialni gówniarze (ekhem... ekhem... rozumiem, że młodo wyglądam i cera czasem "nastoletnia", ale 30stka w papierach stoi jak byk). Zresztą podobnie jak większość ludzi w naszym wieku...
Drugi schron: wolontariuszka zapewnia, że kot jest zdrowy jak ryba. Przed wyjazdem na zapoznanie konsultacja ze znajomymi, którzy stamtąd brali koty. Dwie niezależne osoby mówią, że usłyszały dokładnie to samo, ale koty okazały się chore (jeden nie do odratowania). Niestety, za mało mam doświadczenia z kotami, żeby zaryzykować w ten sposób. Zanim ktoś mnie pojedzie za chęć adopcji zdrowego kota - nie oczekuję gwarancji na kota, ale chcę uczciwej informacji, żeby wiedzieć na co się przygotować.
Dom tymczasowy jednej fundacji - pani pyta o dzieci. Nie mamy, ale planujemy za 2-3 lata i chcemy, żeby kot wtedy był dorosły, oswojony z dzieciarnią w dalszej rodzinie itp. Pani nie wydaje do domów z dziećmi, dzieci to zło.
Ostatnia fundacja (wydawała się sensowna) - przechodzimy procedurę, poznajemy kotka, wszystko wydaje się iść ku dobremu. Pani ma oddzwonić (teraz niech Wam się przypomną wszystkie anegdoty o rozmowach kwalifikacyjnych i "skontaktujemy się z panią"), ale przez tydzień cisza, więc dzwonię ja. Pani jest oburzona, że śmiem tak bezczelnie dopytywać, bo jesteśmy dopiero na 4. miejscu listy oczekujących na danego kota, a ona jeszcze się nie namyśliła. Ręce mi opadają, mówię, żeby honorowo oddaję swoje miejsce numerkowi 5.
Miesiąc później znajduję ogłoszenie o adopcji z hodowli. Kotka po karierze hodowlanej. Hodowczyni cierpliwie odpowiada na pytania, traktuje jak normalnego człowieka w pełni władzy umysłowej, podpowiada, doradza, opowiada. Umawiamy się na terminy - pani nie odbiera, ale oddzwania, rozumie, że ludzie mają swoje życie, sama ma rodzinę i obowiązki nie-kocie. Generalnie wreszcie mam poczucie, że ktoś nie traktuje nas jak idiotów - gramy w jednej drużynie ludzi kochających zwierzęta. Czujemy się w tej sytuacji jak partnerzy, a nie jak upierdliwi petenci w skarbówce... Sytuacja zmierza do happy endu, właśnie składam drapakTo będzie najszczęśliwsza kotka na świecie.
Swoje wsparcie dla fundacji i organizacji zawiesiłam bezterminowo. Zamiast przelewów na cele niewiadome, wolę dokupić karmę i akcesoria dla pani karmiącej osiedlowe dzikuski. Amen
ElBrus87 pisze:Patmol, na olx poza ogłoszeniami dt czy fundacji, masa jest ogłoszeń o oddaniu kota pilnie w "dobre ręce". Jedno zdanie opisu i fota cyknięta kalkulatorem.
Takich jest 99 procent. Oni tez sie umieją porozumiewać po polsku.ElBrus87 pisze:Dodam, że rozumiem też, że trafiają się idioci chcący kota, którzy bluzgną przez telefon, a kota chcą na prezent czy wymiankę, bo stary uciekł albo się zepsuł. No do takich zdecydowanie nie należę - umiem się porozumieć po polsku
Użytkownicy przeglądający ten dział: BillyRen, Google [Bot], Silverblue i 53 gości