Dzieje się, ale niestety - nie jest dobrze.
Wczoraj nie udało się złapać żadnej kotki. A już miałam ją w rękach... Ale cóż, dziś mam nadzieję ją zawiozę na sterylkę.
Razem z Haną przywiozłyśmy z lecznicy kotkę po sterylce aborcyjnej, śmignęła na swoje śmieci, czuje się dobrze.
Rudy jest, czuje się nieźle, dla odmiany rana teraz czernieje (strup? do kolejnego rozdrapania). Nie ma mowy o złapaniu go - na mój widok daje dyla. Ja chyba już jestem spalona. On jest cholernie cwany i z ogromną wolą życia, swojego czasu polegiwał u jakiegoś pana w ogródku, było z nim naprawdę kiepsko, wyglądał jakby miał umrzeć, a mimo to uciekał ostatkiem sił. Teraz jest nieźle, może dlatego, że karmicielki wciskają mu antybiotyk do jedzenia.
I smutna wiadomość - pisałam o koteczce, której coś się stało, prawdopodobnie samochód ją walnął albo pies pogryzł. Nie złapałam jej, a następnego dnia się nie pokazała. Ona nie żyje, została znaleziona przez jedną karmicielek. Wciąż o niej myślę, zastanawiam się czy naprawdę nie mogłam jej pomóc
I kolejna smutna wiadomość - namierzyłam pięć 2-3 miesięcznych kociaków. Ślicznych, na oko zdrowych i kompletnie dzikich. A to tylko jeden z kilku miotów, do których nie mamy dostępu
No i wiadomość wnerwiająca - na Woli nie rozstrzygnięto przetargu na darmowe sterylki, trzeba czekać kolejny miesiąc
Przytłacza mnie to wszystko...