Chyba nadszedl czas na moja czarna pieknosc.
To jej watek:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=59 ... sc&start=0
Fizycznie bylo ok. Ale psychicznie to cos strasznego...
Kotka zostala zgarnieta z ulicy. W kwietniu zabrala ja nataleczka ze schroniska we Wroclawiu. Byla kupka przestraszonego nieszczescia.
Juz wtedy byla agresywna, nie chciala jesc, na pobudzenie apetytu i wyciszenie dostawala relanium. Wet stwierdził, że kotka jest znerwicowana, agresywna i ma depresje. Nataleczka niestety nie miala warunkow na oswajanie kici. Jednak udalo sie jej znalezc dobry dom, ktory zobowiazal sie do oswojenia kotki, tyle czasu, ile bedzie trzeba. Pod koniec maja Carmen pojechala do swojego domku.
Wychodzila tylko w nocy zjesc i zalatwic sie do kuwety. Po ok. 3 tygodniach udalo jej sie uciec przez uchylone okno...
Byla juz rozwazana opcja, czy kotka ma zostac jako wolnozyjaca, ale dluga siersc przesadzila.
Dlugo dziewczyny lapaly kicie, bo byla zbyt sprytna. W koncu sie udalo. Medira przywiozla ja do mnie z Wroclawia.
Trafila do mnie 29.10.2007. Byla dzika, albo raczej skrzywdzona przez czlowieka i reagowala bardzo agresywnie na probe zblizenia sie.
Kiedy mi ja przywiezli - ciagle brala relanium. Jednak nawet wtedy syczala i walila lapami. Chowala sie pod meblami albo w kontenerku. Jadla tylko wtedy, kiedy nikogo przy niej nie bylo. Miala rozszerzone zrenice ze strachu.
Odstawilismy relanium zaraz na drugi dzien. Pozniej kupilam krople Bacha.
Na poczatku glaskalam ja kijkiem.
Pozniej rekawica, ktora celowo do tego celu uszylam. Po miesiacu udalo mi sie w koncu poglaskac ja normalnie.
Jej zrenice wrocily do normalnego stanu.
Zaczela sie rozluzniac i jesc przy mnie. Zaczela sie turlac po podlodze.
Udalo sie z niej zrobic domowego kota.
12 stycznia pojechala do swojego domku w W-wie.
