viewtopic.php?t=93230&postdays=0&postorder=asc&start=15ta sytuacja nie jest nowa...
przeczytajcie chocby post justynaz87 : " Koty na Paluchu są dla mnie nie wiadomą. nie wiem dokładnie ile ich jest ale budynek kociarni zajmowany jest również przez psy, więc nie wiem gdzie mieszczą się wszystkie koty. Większość jest chora = nie do adopcji. Na Paluchu wychodzę z psami. W okresie letnim ze strachem wchodzę do biura bo boję się wypatrzeć jakieś kocie maluchy. Wydaje się że pp to nie jest odosobniony przypadek na Paluchu."
"Co do dorosłych kotów to im potrzebny jest jakiś większy budynek, żeby izolować chore koty a nie wsadzać do wieloosobnikowych klatek żeby powymieniały się chorobami."
albo :
Ewa_C:
"To może zdam bezstronną relację, jako, że ostatnio adoptowałam z Palucha kocicę.
Byłam na Paluchu jakieś 2 tygodnie temu. Przeczytałam poradnik na stronie Palucha wg której najpierw miałam pójść do biura, aby pobrać identyfikator a następnie określić zwierzę jakie chcę wziąć.
Tak też zrobiłam. W biurze powiedziano mi, że identyfikator to nie potrzebny a kotów do adopcji nie ma, bo albo są chore albo na kwarantannie. Mimo wszystko poszłam na obchód. Najpierw kręciliśmy się koło klatek kotów w poszukiwaniu opiekuna, ale nikogo nie było. W końcu ktoś się pojawił i stwierdził że tu jest wejście dla kotów chorych więc nie mamy tu czego szukać i skierował nas do innego wejścia. Tam z kolei okazało się, że są tylko 2 dzikie dorosłe kocury a ja szukałam kotki. Na szczęście nalegaliśmy tak długo aż ktoś doradził, aby wrócić do wejścia dla kotów chorych bo może któryś skończył kwarantannę.
Wróciliśmy więc i po 20 minutach dorwaliśmy jakaś panią (Razem z nami czekałą inna rodzina, też w oczekiwaniu na osobę odpowiedzialną, ale po 15 minutach zrezygnowała). Spytaliśmy czy są jakieś kotki, które skończyły kwarantannę i o dziwo okazało się, że są dwie takie kotki, ale...nie mogą być wydane, bo nie przyszedł jeszcze weterynarz.
Na szczęście weterynarz w końcy przyszedł i wydano nam kotkę. Pani po prostu dała nam Pestkę i poszła sobie. Krzyczałam za nią, że mam pytania odnośnie kotki, ale powiedziała, że na pytania odpowiedzą nam w biurze. Poszliśmy do biura a tam pan (ten sam, który twierdził, że nie ma kotów do adopcji) stwierdził ze złością, że ta kotka już dawno mogła być wyadoptowana i dlaczego siedziała w części dla kotów, które nie są do wydania.) Potem jeszcze czekała nas wizyta u weterynarza gdzie dowiedzieliśmy się, ze nasza kotka trafiła do schroniska 1 stycznia 2009 jako zdrowy kot, ale w schronisku spadła na nią czarna seria chorób - KK, grzybica, świerzb, pchły itd.
Panią weterynarz oceniam naprawdę dobrze, poświęciła nam dużo czasu, doradziła w wielu sprawach, ale nikt nie potrafił poweidzieć jaki charakter ma nasza kotka. Na szczęście okazało się, ze trafiliśmy na cudowne zwierzątko, ale myślę siobie, ze gdyby nie nasz upór to pewnie wyszlibyśmy z pustymi rękami a Pestka dalej by tkwiła w części dla kotów chorych....
W mojej ocenie kotów na Paluchu jest mało, tak około 30 i prawie wszystkie ciężko chore - to było widać, te koty prawie słaniały się na nogach. Trudno określić ile jest zdrowych i gotowych do adopcji."
Czyli : NIC się nie zmienilo.