Nie zgadniecie kogo poznałam wracając z nocnych zakupów
Tak, tak kotka. To już zboczenie zawodowe, że kiciam na wszystko co ma kształt kulisty.
No więc, jak skręcając w swoją ulicę na chodniku w oddali zobaczyłam charakterystyczną postać, wiedziałam, że będą problemy
Podeszłam, zakiciałam, ale to to przeskoczyło przez bramę i zwiało w krzaki. No ale nie poddaję się, kucam przy bramie i nawołuję. To to odpowiada ale nie podchodzi.
Po dłuższej chwili dialogu, stwierdzam, że idę do domu. To to przeskakuje przez płot, idzie za mną i wrzeszczy.
Podejść blisko mi nie pozwoliło, utrzymywało cały czas bezpieczną odległość.
Już miałam dosyć, zimno mi było, więc poszłam w swoim kierunku, skręciłam w bramę i weszłam na swoje podwórko. Zanim chwyciłam za klamkę drzwi na klatkę, coś za mną znowu się drze.
Przyszło za mną.
Podejść blisko nie chciało.
To to poprosiłam żeby To to poczekało a sama popędziłam na górę po transporter i jakąś zachęcajkę.
Zachecajka to i owszem, ale do transportera wejść nie chciało.
W końcu zrezygnowałam, ale przynajmniej To to zjadło całą tackę mokrego.
Może przyjdzie jutro...
Kurcze szkoda. Toto wygląda z paszczy na młodego kocura, biały z burym, ma ślicznego brązowego piega na białym pysiu.
Pewnie zdziczały porzucony
