Dużo się u nas dzieje. Nadciągają kociaki. Jutro do Eszy trafią maluchy osiedlowej kotki, która urodziła je w...wersalce. Dwie sztuki, one i kotka oswojone.
Oprócz tego podjęliśmy się leczenia nieufnej kotki kopalnianej - mamy moich kocurków, zwanej Mamą Sima.
To jej historia:
Kopalniana Mama Sima nie chce umierać...
Mamę Sima poznaliśmy w 2008 roku, przy okazji zabierania z bytomskiej kopalni jej dwóch chorych kociąt. Kociaki – Sim i Janek zostały wyleczone z kociego kataru i są obecnie domowymi kocurkami. Mama Sima była nieufna, została jednak wysterylizowana i wypuszczona na terenie kopalni. Przez ostatnie 4 lata była dokarmiana i doglądana przez karmicieli. Mama Sima nie miała na wolności łatwego życia ale była szczęśliwym kotem, łowiącym myszki, wpinającym się na drzewa i biegającym w zaroślach. Nawet w zimie koteczka dawała sobie radę. Niestety niedawno karmiciele zauważyli u Mamy Sima pogorszenie apetytu, ciężki charczący oddech; niepokój wzbudzało też jej mocno zaniedbane i brudne futerko.
16.05.br udało się nam złapać koteczkę i zawieść do weterynarza. Koteczka dostała zastrzyk uspokajający i została poddana badaniom. Pierwszą rzeczą, którą zauważył weterynarz był fatalny stan zębów, dziąseł oraz guz na dziąśle. Z tego powodu Mama Sima miała problem z pobieraniem pokarmu. Dodatkowo koteczka miała blade błony śluzowe i lekko zażółconą skórę, co może wskazywać na chorą wątrobę. Badanie krwi wykazało znaczną anemię. Zrobiliśmy dalsze badania – pod kątem fivu, białaczki, chorób nerek i wątroby – testy były negatywne, a wyniki nerek i wątroby w normie. Zły stan może być spowodowany różnymi czynnikami: podtruciem, chorobą pokleszczową – nie dowiemy się tego na tym etapie, możemy działać jedynie objawowo.
W porównaniu z stanem sprzed kilku miesięcy Mama Sima nie wyglądała dobrze, schudła a futerko pozlepiało się jej w sterczące dredy. Koty na wolności dbają o swoje futrko, Mama Sima chyba nie miała już na to siły...
Sytuacja była nieciekawa – z jednej strony zwierzak wymagał natychmiastowego leczenia, z drugiej strony – pojawiało się pytanie, czy powinniśmy ratować wolno żyjącego kota...I jak to zrobić?
Wiedzieliśmy, że nie mamy do czynienia z domowym pluszakiem, którego można diagnozować i leczyć w sposób zwyczajny. Wiedzieliśmy, że Mama Sima nie znosi zamknięcia. Patrzeliśmy w jej oczy i widzieliśmy wolę walki o życie. Zdecydowaliśmy, że podejmiemy niełatwe leczenie. Mama Sima przez ostatnie lata przestała być dzikim kotem, zaufała pani karmicielce, która mogła ją brać na ręce i głaskać. Zmieniliśmy kiedyś jej życie na lepsze i nie chcieliśmy jej teraz zostawiać bez leczenia ani przedwcześnie usypiać.
Weterynarz powiedział, że należy najpierw uporać się z anemią, a później zrobić porządek w jamie ustnej – wyrwać chore zęby, wyciąć i wypalić guza na dziąśle. Koteczka dostała wiele leków – drogi działający 2 tygodnie antybiotyk, steryd, witaminy B, kroplówki oraz preparat krwiopodobny, który ma dodać jej sił.
Koteczka została też odrobaczona i odpchlona – pasożyty mogą być czynnikiem, który znacznie osłabia jej organizm.
Mama Sima po wybudzeniu została wypuszczona na wolność. Będzie obserwowana i dokarmiana. Pani karmicielka będzie podawać jej leki wspomagające wątrobę. Liczymy, że wszystko to sprawi, że stan kotki polepszy się. Za dwa tygodnie zamierzamy ją złapać, by powtórzyć badania oraz, o ile stan zdrowia na to pozwoli zająć się jej chorym pyszczkiem.
Mając do czynienia z kotami, ciągle dokonujemy niełatwych wyborów, czynnikiem decydującym dla nas jest zawsze dobro kota. Priorytetem nie jest dla nas długość życia zwierzęcia ale jakość tego życia. Chcemy, by tak długo jak to możliwe zwierzak cieszył się życiem. Dlatego, mimo problemów finansowych (mamy pod opieką kilkadziesiąt wolno żyjących kotów) zdecydowaliśmy się walczyć o życie tej niepozornej, kopalnianej koteczki. Jej stan nie jest beznadziejny, wymaga tylko wiele troski..
Ta brudna koteczka nie wie nawet, że jej stan jest poważny, nie wie, że jej organizm jest słaby bo czerwone krwinki się rozpadają i tlen nie jest transportowany po organizmie w wystarczającej ilości. Ona tylko wie, że jest słaba i chciałaby się czuć lepiej.
Prosimy, pomóżcie nam w tej niecodziennej akcji leczenia kota wolno żyjącego.Ostatnia wizyta u weterynarza, badania krwi, testy, kroplówki i leki to koszt około 400zł kolejna wizyta będzie jeszcze droższa. Nie chcielibyśmy spojrzeć jej w oczy i powiedzieć: „Musisz umrzeć, chociaż chcemy Ci pomóc, bo nie mamy pieniędzy na twoje leczenie...”
Jak możesz pomóc uratować życie mamy Sima:
-wpłacając darowiznę na konto Fundacji Pomocy Zwierzętom CHATUL
63 2130 0004 2001 0462 3484 0001 w tytule wpłaty wpisując „Mama Sima”
-przesyłając dobrej jakości mokrą karmę, odżywkę Royal Canin Convalescence lub pastę witaminową Vita Pet (w sprawie adresu do wysyłki konatkt
chatul@chatul.pl)
Podarujmy jej życie...
Przed chorobą, 2008 rok

2010 rok Mama Sima na drzewie:

Przed wizytą u weterynarza

W trakcie badań

Mama Sima jest obserwowana, jest w miarę aktywna, nawet zjadła Zentonil w karmie. Niestety ma tez podwyższoną bilirubinę, czyli mamy problem z wątrobą...