Muszę to opisać....
koło tajdzi bloku kilka dni temu pojawił się nowy kot. Czarny, biedny, zachudzony. Siedział skulony, ślina mu ciekła z pyska, troszkę popił, troszkę polizał mokrego, ale ogólnie nie bardzo chciał jeść. No bida nad bidami. Trzeba by kota złapać.... Ale, że kot pojawił się na szrocie, który to zamykają o 17stej, to ciężka sprawa.... Przyjśc przez płot się nei da, kot wyjść nie chce.
No i nastał czwartek. Mysz znużona po pracy drzemała słodko gdy nagle dzwoni tajdzi. "Mysz, Mysz możesz przyjechac szybko pod szrot? Już natychmiast, w tej chwili i weź transporter!". Wstałam ledwo dobudzona, ubrałam się i pojechałam (do tajdzi mam kilka minut jazdy).
Okazało się, ze tajdzi z TZ wracając rowerami zauważyli, ze szrot jest jeszcze otwarty. Pan został dłużej w pracy. Tajdzi przyparła pana do muru (no do siatki

) i poprosiła by został troszke dłużej, bo chory kot, bo kolezanka i my go złapiemy.
Przyjechałam, wszyscy czekali, kot leżał, a ja niby miałam namówić tego obcego półdzikiego kota by wszedł mi do transporteka....

To się nie miało prawa udać. Jeszcze pan powiedział, ze za 7 minut, to on na prawde musi iść. 7 minut
Kucnęłam koło śmietnika gdzie zwiał kot, postawiłam obok transporteka i dawaj rzucać Whiskasem. Wychyliła się głowa, przód kota, chciałam ta głowę pogłaskać... oberwałam łapą. No to już się nei wychylam i rzucam dalej. 5cm, 10 cm, skraj transporterka, zwiał. 5 cm, 10cm, rzut do transporterka, wsadził głowę, zwiał. I od nowa... wsadził pół ciała do transporterka, zwiał. No to rzuciłam na sam tył transporterka i znów go wywabiam spod śmietnika, krok za krokiem, kraj transporterka, rzucam do środka by zajrzał... zajrzał, zobaczył z tyłu jedzenie, podchodzi..... ale kurde tył kota jeszcze wystaje... ryzyk fizyk, ŁUP drzwiczkami. Kot podskoczył ale do przodu, nie do tyłu (kocice zazwyczaj od razu w tył skok wykonują), no i się złapał
Pół dziki kot w pięć minut do zwykłego transporterka

Normalnie akcja roku
kot w lecznicy, zbadają mu krew i będziemy dalej decydować w zalezności od wyników.