mirka_t pisze:To Ty robisz sobie jajca. Twierdzisz, że można Miszy podawać leki w inny sposób niż dopyszcznie. Pytam, więc jakie są leki w iniekcji, bo weci twierdzili, że takich nie ma.
Solvertyl, ranigast, można się zastanowić nad różnymi lekami. Draculowi (jakże często tu przywoływanemu) też nie byłam w stanie podawać dopyszcznie leków. Ale szukałam takich, które mogę podać w iniekcji. Żeby mu ulżyć. Fortecor np można podawać w jedzeniu, bo jest bez smaku. No wiesz, jakby się postarać, to może się udać nawet z takim kotem, żeby zwiększyć jego komfort, a nawet poprawić jego stan.
mirka_t pisze: Wiesz, że według niej Misza powinien być wyleczony we Wrocławiu i puszczony wolno. Napisała to wiedząc na co kot zachorował. Czyżby sądziła, że wypuszczenie kota na wolność uchroniłoby go przed pnn? A może i drugie ucho, które przez jakiś czas nie miało zmian nie zaczęłoby się paprać?
Tak, napisałam tak. I? Kot wolno zyjący, którym był Misza, wyraźnie nie zaakceptował tego świetnego rozwiązania. Uważam, że powinien mieć we Wrocławiu amputowane ucho, a po wyleczeniu powinien zostać wypuszczony na działki pod opiekę karmicielki. I nawet gdyby zachorował, to byłby szczęśliwszym kotem i pewno dałby się znowu złapać karmicielce. Ale ten stres, klatka, zamknięcie byłby mu oszczędzony. Uważam, że łapanie wolno żyjących kotów i oswajanie ich na siłe to nie tylko idiotyzm, ale też okrucieństwo. Poza wyjątkami, gdy kot wolno żyjący chce nagle zmienić swoje zycie, bo i takl się czasem zdarza. Ale Misza akurat nie miał wyboru.