Witajcie cioteczki
Dzisiaj wyczesałem Madzię i wypielęgnowałam futerko z kołtunów, łatwo oczywiście nie było, ale stopniowo i delikatnie zrobiłam to na 3 podejscia.

Napisałam delikatnie, bo tak było, bo przecież ona ma same kosteczki i nie chciałam jej krzywdy zrobić.
Wicia tez dorwałam i wymiziałam i ...mruczał ale tak jakoś inaczej, jakby nie umiał, ale mu dobrze było bo wywalał bziucho do pieszczot.
On by chciał, ale skąd ma to wiedzieć jak się zachować skoro całe życie był od małego w schronie od 2005 roku.
Lęka się, strach bierze górę, ale ja poczekam, jestem cierpliwa, on w przeciwieństwie do moich tymczasek Kasi i Agatki nie jest dziki dzik.
To kotek któremu nie dano szansy, szansy na lepsze życie, życie w przyjaźni z człowiekiem i jego miłością i opieką.
Ja mu to wszystko dam...i poczekam...aż przyjdzie do mnie sam, i się o mnie obetrze.
Madzia to robi, ale ona jest całkiem inna od Wicia.
Domyślam się też dlaczego Madzia jest taka zamorzona....
Wiciu poleciał i ją odepchnął od jedzenia...i ona odeszła

a jadła tylko suchego Intestinala.
W schronisku pewnie ją tak odpychali od jedzonka i bida odchodziła.
Dobrze że ich pilnuje z jedzeniem mokrego, Madzia osobno i Wiciu osobno i czekam aż zjedzą każde ze swojego talerzyka.