
Jestem. Wszystkie moje sprawy pracowe na razie wychodzą na prostą. "Świat ludzki uratowałam"

, teraz pora wziąć się za koty.
Wszystko, nawet smarowanie grzyba leżało przez te dwa tygodnie odłogiem, ale chyba to zombiaczkom nie zaszkodziło. Mam wrażenie, że kapsułki zadziałały z opóźnieniem. Małe mają plamki, ale nic nowego nie przybyło i część starych plamek znikło.
Nowych zdjęć na razie nie mam ale obiecuję, że się postaram. Zastanawiałam się czy sensowne jest oddawanie jednej zombiaczki (NinoB. nie obraź się) z punktu widzenia samotności tej drugiej. One mieszkają w zamkniętym pokoju, gdzie nikt poza nimi nie przebywa. Tylko do nich się przychodzi. Jeśli jedna zostanie sama to chyba zapłacze się z żalu i tęsknoty.

Noo, chyba, że mogę je przenieść do innych kotów.
