Przepraszam za milczenie, ale to co się dzieje u mnie w pracy od kilku tygodni powoduje, że czasu dla siebie mam tyle żeby się umyć, przespać i dojechać do pracy

Rózia wróciła z adopcji. To nie wina domu, to wina kota. Dzikuska świrowała tak, że pani była trochę przerażona i po paru dniach rozmów tel. stwierdziłyśmy, że Rózię zabiorę. Nie mogłyśmy jej złapać, w końcu wyciągałam ją za tylne łapy spod szafki, a ona wiła się jak piskorz w amoku

Przywiozłam do domu, przywitała się z kotami i...zaczęła mi się łasić do nóg. Wieczorem przyszła mrucząc do łóżka... Załamka. Metamorfoza całkowita w ciągu pół godziny.
Pozostałe trzy kociaki bez zmian. Żabcia coraz bardziej przyjacielska. Może pchnę je z Rózią w pakiecie?

Shakin na dystans. Trusia oprócz chorego oczka ma chyba problemy gastryczne
