Przeklejam z gazetowego Kociego Zakątka historię, która zdarzyła się ostatnio, a dotyczy bobu i jest tak nieprawdopodobna, że w konsekwencji jest bardzo ważna 

. Pisze forumka o nicku Borysa: 
Bób - ostrzeżenie!!!
 "Mój Borys należy do kotów wszystkojedzących, a że jest teraz sezon bobu, oczywiście musiał spróbować. Zjadł może dwie niewielkie fasolki i to wystarczyło : stał się jakiś taki osowiały, bez życia. Był już wieczór i poszliśmy spać.
Rano szybko do pracy, kot nadal niemrawy, ale cóż, każdy ma prawo się źle poczuć : upał, duszno. Po przyjściu do domu zastaliśmy kota przed nasiusianą kałużą, siuśki koloru mocnej herbaty. Udało się strzykawką zebrać próbkę do analizy i do weta. U weta okazało się, że ma silną anemię, żółtaczkę i być może konieczne będzie przetaczanie krwi. Dostał jakiś steryd i osłonowo antybiotyk, typowe leczenie objawowe do czasu zrobienia dokładniejszej analizy krwi ( podejrzenie anemii zaraźnej ).
Wieczorem kot zwymiotował, mi.in. część tego nieszczęsnego bobu, bardzo mało jadł.
Rano mąż nie mógł spać, w ruch poszedł komputer i znalazł informacje o 
trującym działaniu bobu na kota i na niektórych ludzi, u ludzi jest to genetycznie uwarunkowane, tu krótkie info odnoszące się do ludzi :
Fawizm, choroba fasolowa - dziedziczna choroba związana z niedoborem
dehydrogenazy glukozo-6-fosforanowej. Jej symptomem jest silna anemia. Objawia się po spożyciu surowego bobu lub zetknięciu z jego pyłkiem. Jego istotą jest jest niedobór jednego z enzymów w krwince czerwonej. Defekt genetyczny przejawia się u tych osób dramatyczną hemolizą, czyli gwałtownym rozpadem krwinek czerwonych z uwolnieniem hemoglobiny, ...) objawiającym się przede wszystkim silną anemią.
Po pracy znowu do weta, bardzo proszę o kciuki ! 
Wczoraj wetce o bobie nie mówiłam, bo nie wydawało mi się to istotne : w
poprzednich latach na pewno też go próbował i nie było żadnej niepokojącej reakcji.
cd.
To był gotowany bób, dałam mu dosłownie dwie, może trzy drobne fasolki. Ten bób był bardzo młody, drobny, mocno zielony. Może taki nie całkiem dojrzały ma więcej tej substancji, wicyny, która powoduje zlepianie czerwonych ciałek ? Nie wiem. W poprzednich latach kupowałam bób bardziej dojrzały, był w związku z tym dłużej gotowany i może dlatego nie zareagował. Co do tak szybkiego rozwoju choroby, myślę, że można to porównać do zatrucia i dlatego organizm tak zareagował ( jednak do weta pojechaliśmy, jak pisałam, na następny dzień, aż tak nas jego stan nie zaniepokoił, wieczorem tylko tak inaczej zamiauknął ).
Teraz kocinka śpi zwinięta w kłębek, nie jadł prawie nic, ale sporo rano wypił wody. Mam nadzieję że kryzys już za nim, że teraz potrzeba czasu na odbudowanie czerwonych ciałek. Sama transfuzja, poza dużym kosztem ( 400 zł) jest dość inwazyjnym sposobem ( nie wiadomo, jaką grupę krwi ma kot a jaką miałby podaną ).
Info o szkodliwości bobu u kotów mąż znalazł na jakichś angielskojęzycznych stronach, chyba w Wikipedii, ale nie mam tutaj linków.
cd.
No więc tak : wetka przyjęła naszą hipotezę z rezerwą,bo nigdy wcześniej nie spotkała się z takim przypadkiem a w sprawdzanych przez nią źródłach nic nie znalazła. W każdym bądź razie jest leczony jak przy zatruciu - ma uszkodzoną wątrobę spowodowane albo zatruciem ( niemożliwe ! kot od ok.3 tygodni miał szlaban na wychodzenie ) albo niedostatecznym ukrwieniem ( wersja bobowa ). Ma też silną anemię, w pierwszym dniu ok.3,5 jednostek czerwonych ciałek, w następnym jeszcze spadły do ok. 2,8 ( przy prawidłowym poziomie 8-10 ). Dostał butlę z kroplówką i witaminami, która spływała po kropelce przez ok. 3 godzin ! Karmiliśmy go strzykawką rozpuszczalnym suplementem od weta( convalescence support).
Wczoraj kolejna wizyta, tym razem kroplówka z jakimiś medykamentami,
też ok. 3 godz. z żyłą w łapce i my oboje usiłujący przekonać kota do spokojnego leżenia - już się lepiej czuł i trudniej go było utrzymać w ryzach...
( Właśnie dzwonił mąż, kot pod kroplówką, na razie jest spokojny, wetka po zapoznaniu się z artykułami, które znależliśmy w necie, przyznała nam rację z tym bobem )
Wczoraj posiedziałam już z kotem w ogródku - on na leżaku, jak przystało na prawdziwego pensjonariusza, ja jako pielęgniarz obok. Opieka nie była trudna : był nadal słaby, nawet muchę zignorował. Ale dzisiaj leżaczek nie przeszedł - musiałam go ściągać z płota, bo już poczuł się zdrowy ! Z ty wenflonem w łapce ! Trzeba się było ewakuować na bezpieczniejszy taras.
Odbudowa czerwonych ciałek zajmie pewnie trochę czasu, być może będzie na karmie dla wątrobowców, ale bardzo jestem szczęśliwa, że jest nadal z nami !
To na razie tyle medycznych wieści, serdeczności dla kociej społeczności !!!"
Okropne 
