Tu nie chodzi o wskazywanie winnych, tylko o to, co robią ci, którzy wobec karmicieli przyjęli odpowiedzialność za zabranego na sterylkę kota. Czy fakt, że Ginvet jest bliżej miejsca pobytu kotki coś tu zmienia? Czy kotka wróciła? Czy ktoś jej szukał systematycznie w okolicy miejsca ucieczki? Czy nawiązano kontakt z tamtejszymi karmicielami? Czy na szkole wiszą ogłoszenia? Wiadomo, że obietnica nagrody za wskazanie miejsca pobytu kota (a nie za złapanie!) mobilizuje okolicznych mieszkańców do obserwacji kotów. Tak było w przypadku Tosi.
Tutaj tymczasem i przy Ginvecie temat po prostu się urwał. Zwiała dziczka, może sobie poradzi w obcym miejscu, a może nie, to są koszta działalności kastracyjnej.
Takie sytuacje niestety nie służą współpracy z karmicielami - dla nich to nie są jakieś koty, ale ich koty, za los których czują się odpowiedzialni.