Przepraszam, ale doba ma zdecydowanie za mało godzin
No więc (wiem, nie zaczyna się od 'więc') działo się sporo. Miałam telefon od córki Krysi, który zaczął się od słów: I co zamierzacie z tymi kotami zrobić?' Szczerze powiem, że mnie zmroziło, ale spokojnie sobie z nią porozmawiałam i wyjaśniłam, że
pomożemy znaleźć domy tym kotom, którym damy radę, natomiast nie jesteśmy w stanie umieścić gdzieś wszystkich, ani logistycznie ani nijak. I że to nie jest kwestia miesiąca ani dwóch, ale kilka miesięcy.
Córka Krysi nie kryła się z tym, że tych kotów nie cierpi, że wini je za to, co działo się z Krysią, ale że nie skrzywdzi. Liczę na to.
Ale przez parę dni czułam się, jakby mnie ktoś kopnął w brzuch. Znalazłam w Chojnicach sojuszniczkę w postaci Ewy, koleżanki Krysi, która pomagała Krysi i nadal pomaga jej kotom. To jest ogromny plus.
Następny plus to Hubert, który dzwonił i powiedział, ze Ani (córce) nic do kotów, że on to wszystko załatwił i kotami opiekował się będzie.
Dla mnie kwestia była bezsporna, ponieważ ziemia, na której rezydują koty nie należy do córki, więc nic jej w zasadzie do tego, czy tam koty są, czy nie. Mogłaby ewentualnie im zrobić krzywdę z czystej zemsty, ale nie sądzę, ze to tego typu kobieta. Na razie jest w szoku i żałobie, ale czas leczy rany. Co mnie cieszy, to pozyskanie Ewy i postawa Huberta.
Posłałam Hubertowi kasę na karmę (200) i na benzynę (100). Przed świętami nie znajdę czasu, zeby pojechać, ale potem jakoś w weekend skoczę.
Dzieki za wpłaty, czekam cały czas na kuriera w sprawie konta (łosie w mbanku posłali kuriera, a chciałam podpisywac umowę w punkcie mbanku, byłoby szybciej, tu ja się okazałam łosiem, bo mogłam sama tam iść i od ręki

), a że często mnie w domu nie ma, więc pewnie będziemy się mijać
