Kicia_ pisze:Ślepaczek miał mieć operację w poniedziałek, przynajmniej taka kartka była przyczepiona na klatce. W poniedziałek jednak postanowiono w porozumieniu z osobą, która go znalazła o skróceniu jego cierpienia. Może próbowano by go ratować, gdyby była choć perspektywa domku. Kocio jak go przyniesiono nie wyglądał tak źle, w niedzielę, co widać na zdjęciach, jedno oczko mu wypłynęło. Był na silnych środkach przeciwbólowych. Szans na to, że będzie widzieć raczej nie było, a ponieważ osoba, która go znalazła nie była w stanie dać mu choćby DT, a tym bardziej stałego, podjęła decyzję o uśpieniu Ślepaczka.
Rozumiem, że miał być operowany w schronisku. Teraz to co napiszę nie jest atakiem na nikogo - każdy z nas robi co może. Ale przez mój dom przeszło ponad 200 kotów - miałam i mam do dyspozycji tylko moje ręce i dodam - nie jestem zmotoryzowana. Pracuję dużo i wychowuje dziecko.
Na te wszystkie koty-uliczniki przynajmniej ze 30 miało problemy, mniejsze, czy większe z oczami. I nigdy bym nie pozwoliła na to, żeby taki kot czekał na operację i to w schronisku.
We Wrocławiu jest Kiełbowicz z którym można się cenowo dogadać przy takich nieszczęściach, a jest to dobry okulista. Zdaje się, że Kocie Życie zna też Pasławskiego, ale to Ty, czy Marcysia lepiej wiecie.
Czemu tego kota nie było choćby na kocim życiu - jest tam zalogowanych ponad 150 osób. Zdaje się, że zbiórka na zabieg nie byłaby tamm problemem, a jeśli byłaby - to nie byłaby na miau, z pomocy którego już korzystałam i dzięki niemu wyciągnęłam śmierci z łap parę uliczników, którym nikt poza mną i ludzmi mi wierzącymi nie dawał szans.
I nie mówmy o tym, że był problem z tymczasem , bo problem z tymczasem jest - ale dla kotów zdrowych - takie biedy, odpowiednio ogłoszone - zawsze znajda choćby tymczas. Ja znajdowałam domy i na śmierć, a poroblem jest zawsze z domem dla młodego i zdrowego - już nie kociaka, a nie kaleki.
Poza tym znacie realia schroniska - wiadomno było, że jeśli jest osoba opiekujaca sie kotem - to wykonają taki telefon do niej i niejako psychicznie wymuszą decyzję.
I jeszcze coś - raz zdarzyło się, że omyłkowo trafił tam mój ulicznik - poniewaz nie mogłam jej od razu wziąść ( okre swiateczny, nie wydają ) codziennie tam dzwoniłam, a ze kierowniczka uwaza mnie za groźnego wariata, koci brakowało tam tylko złotych rybek. Bo jeśli jest tam nieszczęście kocie to musi być medialne.
Ten kot mógł żyć.
I dodam jeszcze tak - od wczoraj mam kolejną kocicę z małymi z ulicy, przyprowadziła pod bramę. Teraz w domu zatem mam już 24 - moich 9. Jak napisałam pracuję i to dużo, mam pod opieka koty na ulicy i dziecko, które wymaga matki. Mam tylko swoje ręce do pomocy - i jeszcze jakoś to ciągnę, z dużym trudem, ale u mnie koty chyba czuja się nieżle. Zatem można. Smutne to, że mając do dyspozycji całe zaplecze - choćby kociego życia - na pewno chętne, wspaniałe i mająqce choćby po części więcej czasu, możliwości - kot został zabity.
I jeszcze raz - to są moje, na gorąco przemyślenia, bo szlag mnie trafił - nie jest to atak personalny - to tak dla jasności sytuacji.
A nagłaśnianie tego w mediach wydaje mi sie kiepskim pomysłem - lekarz powie, że kot praktycznie nie miał szans na dom ( co jest nieprawdą, ale to my wiemy ) i że kotem nikt się realnie nie interesował. A eutanazja w takim wypadku jest wybawieniem - i wielu tym przekona.
Szkoda natomiast, że medialnioe nie wykorzystano tego, aby szukać mu domu.
Moja ukochana Kasia ma 15 % widzenia - też startowała z takiego stanu, wyciągnął ją Kiełbowicz. WQzięłam ją z ulicy w takim stanie, jak to kocio. Teraz w domu bym bez niej zginęła

.