» Wto wrz 02, 2008 16:15
Wrocilam.
Sama nie wiem, od czego zacząć.
Gmina do mojego telefonu naprawdę była przekonana, że jest świetnie. Pan karmiciel brał dużo karmy i był "z polecenia" osoby, do której jutro będę dzwonić, zeby sie o niego wypytać. Jutro, bo mam telefon do biura.
Będziemy sprawdzać.
W dzielnicy (bo okazuje się, ze to dzielnica, nie gmina, sorki), dowiedziałam się, że kasy na sterylki ani na leczenie nie ma już nic. I nie ma szans na nic ekstra, bo przypominam, dzielnica Praga Północ to ta, w której PiS i PO się kłóciły, kto wygrał, były dwie rady, dwóch burmistrzow i teraz jest taki bałagan, ze w ogole nie ma komu podejmowac jakichkolwiek, a juz zwlaszcza finansowych decyzji. Kasy z dzielnicy nie będzie. Bo nie ma.
Na co za to możemy liczyć? Pozyczylam dwie klatki łapki. Jedna wymaga dopchnięcia śrub przez silnego mężczyznę, zeby zapadka działała. Druga w pelni sprawna. Klatki znajdują się w budynku ochrony na terenie Konesera, można łapać i wstawić z powrotem.
Dostałam kilka palet puszek i wór suchej karmy, małą część tego zostawiłam na portierni, dziewczyny, jakby któraś była na terenie, lub niedaleko, można wejść, wziąć kilka sztuk, nakarmić, wyrzucić i zniknąć, nie trzeba wozić.
Dostałam też witaminy i spray na owady (pchły i kleszcze).
Pojechalismy z Panem z Dzielnicy i zaczęliśmy od ochrony. Wywiad wsrod ochroniarzy wskazuje, ze karmiciel, ktory od 3 lat karmi ponoc te koty gminną karmą nie jest tam widywany. To będzie sprawdzał pan z Dzielnicy, tyle, ze wlasnie zaczyna urlop i nie bedzie go dwa tygodnie.
Koty są widywane, biedne, jest ich ponoć coraz mniej.
Ochrona skierowała nas do Administracji.
Wdarliśmy się do Administracji, ciut przed 16, udało nam się wywlec na zewnątrz miłą panią, która załatwiła przechowywanie rzeczy u ochroniarzy (po lewej stronie za drzwiami). Niestety, osoba, ktora moze nam dac oficjalne pozwolenie na łażenie po obiekcie i łapanie kotów była nieobecna, ale mam do niej telefon i to kolejna osoba, do której będę dzwonić jutro. Mam błogosławieństwo z Dzielnicy, ze mam mowic, ze w ich imieniu i w ogole, powinno nie byc problemow. Ale zgoda musi byc. Ochroniarze maja sobie przekazac info, ze moga sie na terenie pokazywac dziewczyny do kotow.
Tak więc. Można łapać. Jest w co. Jest lecznica. Brak kasy na zabiegi.
Karma doraźnie jest, ktoś musi te koty dokarmiać, będę namawiać tę panią z administracji, zeby kogos wskazala, chocby ochroniarzy, ale ona moze im kazac karmic, a ja nie.
Jak juz za jakis tydzien podjedzą trzebaby odrobaczyć.
A potem?
Ogólnie wszyscy mają dobre chęci, brak pieniędzy i czasu na łapanie.
Ogłaszam burzę mózgów, co dalej.
Mój pomysł zrodzony w korku. Polmos dla Konesera. Piszemy pismo do Polmosu (do Palikota?), z prosbą o pomoc dla kotów żyjących na terenie dawnej fabryki wódek Koneser. Oni wpłacają kasę wskazanej fundacji, fundacja płaci wybranej przez nas lecznicy. Oni odliczają sobie pomoc od podatków.
Wszyscy żyją długo i szczęśliwie.
Realność tego pomysłu wskazuje stan mojego umysłu.
Ufff, czekam na lepsze pomysły.
Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.