To miała być historia z happy endem...
Zabiedzona, chora kotka ze śmietnika trafiła do cudownego domku, została wysterylizowana, odchuchana, dostała imię - Mijka. Ma 8-10 lat, wielkość półrocznego kociaka i przekrzywioną szyjkę. Bo Mijka ma nieoperacyjny nowotwór ucha, tak rozrośnięty, że nie pozwala wyprostować szyjki; w ucha wciąż wycieka ropa, ucisk guza powoduje pewne zaburzenia neurologiczne - czasem chwieje się na łapkach, nie może wskoczyć nawet na krzesło.
Poza tym Mijka jest pogodną kotką, bezgranicznie kochającą swoją opiekunkę. Ma znakomity apetyt, dzięki opiece paliatywnej nie cierpi. Nie będzie cierpieć, bo kiedy przyjdzie czas, odejdzie bez bólu.
Ania nie ma dostępu do netu, nie ma też aparatu fot., więc piszę to w jej imieniu. Piszę dlatego, żeby choć na chwilę ta kotka, której tragicznych losów nigdy nie poznamy i której los nie pozwolił w pełni skorzystać ze szczęścia, jakie ją spotkało, choć na chwilę zaistniała tu, wśród setek uratowanych kotów i setek tych, którym się nie udało. Żeby, kiedy odejdzie, ktoś pomyslał o niej jak o znajomej kotce.
Zdjęcia są kiepskie, ale tylko takie mamy.
Oto Mijka:
edit: literówka