Beata pisze:nie demonizujmy sterydow - sa sytuacje, kiedy po prostu trzeba je podac
np ludzka astme (i objawy alergii) leczy sie tez roznymi lekami ze sterydami, bo nie ma innego leczenia
Ale białaczka zakaźna jest akurat taką sytuacją, gdy sterydów należy unikać
Czym innym jest podawanie sterydów kotu, który ma schorzenia związane z chorobami autoimmunologicznymi albo schorzenia, przy których bez sterydów ani rusz (np. jakieś stany zapalne, na które niesteroidowe leki przeciwzapalne nie działają czy inne, których nazw nie znam, ale na pewno są

), ale przy tym ma normalną odporność (albo za dużą), a czym innym jest podawanie sterydów kotu, który jest chory na chorobę, która najczęściej idzie w kierunku immunosupresji. Wtedy steryd podaje się tylko wtedy, gdy ewentualny zysk z leczenia przewyższa ryzyko, ale i tak trzeba to robić bardzo ostrożnie. Nasza białaczkowa Nocka steryd dostała jeden jedyny raz - kiedy już nic nie działało i postanowiliśmy spróbować. Ale było to konsultowane, dawka była dobierana bardzo ostrożnie, a kot cały czas monitorowany. Ale to był tylko jeden raz.
Ochcia i Lucek, którzy mieli testy dodatnie, węzły chłonne jak pomidory i objawy infekcji - nie dostali sterydu ani razu.
Przy białaczce zakaźnej steryd jest tak naprawdę jednym z ostatnich leków, o których się myśli. Owszem, może dać krótkotrwałą poprawę - kot poczuje sie lepiej, nabierze apetytu, zacznie się bawić. Dopóki steryd będzie działał. Potem znowu poczuje się gorzej, dostanie steryd, będzie lepiej, potem gorzej - a każde gorzej może być z czasem coraz gorsze. Bo steryd białaczki ani nie leczy, ani nie mobilizuje organizmu do walki.
Moi weci walczą z białaczką tak: interferon ludzki + preparaty podnoszące odporność (scanomune, biostymina, lydium itp.) + leki objawowe (antybiotyki, niesteroidowe leki przeciwgorączkowe i przeciwzapalne - w zależności od potrzeb) + koniecznie szczepienia na podstawowe choroby + unikanie stresów (oprócz tych, których uniknąć się nie da, np. wizyta u weta). Do tego pilne obserwowanie kota i reagowanie na najmniejszy objaw pogorszenia zdrowia - nawet taki, przy którym przeczekalibyśmy dzień lub dwa z kotem bez białaczki, licząc np. na to, że to wpływ ciśnienia - choćby wtedy, gdy kot śpi więcej niż zwykle. U białaczkowca to może być objaw wskazujący, że coś się dzieje).
Co do interferonu - z kocim nie mam kompletnie doświadczenia, ja podawałam (i podaję nadal, bo białaczka zakaźna mnie kocha

) interferon ludzki. Tak, jak pisała Beliowen - trzeba pamiętać, że interferon ludzki tylko podnosi odporność i tym samym mobilizuje organizm, a interferon koci ma za zadanie zwalczać wirusa. Dlatego lek trzeba dobrać zgodnie ze stanem kota. Ja koci interferon traktuję jako ostatnią deskę ratunku, gdy podnoszenie odporności nie będzie dawało efektów. Pewnie wybrałabym też interferon koci, gdyby stan kota wskazywał na to, że nie ma czasu na czekanie, aż interferon ludzki zacznie działać. Przy podawaniu interferonu ludzkiego trzeba liczyć się z tym, że trzeba go podawać długo - Nocka dostawała go w sumie około półtora roku, pierwszy ujemny test miała po ok. sześciu miesiącach leczenia. Do uzyskania ujemnego wyniku PCR cały czas dostawała interferon, zgodnie ze schematem podanym w wątku białaczkowym. Lucuś, który miał już 2 testy dodatnie - cały czas dostaje interferon (już w sumie prawie pół roku). Kolejne testy planuję dopiero za jakieś 3 miesiące, bo uważam, że wcześniej to bez sensu - interferon ludzki musi mieć czas, by zadziałać, a potem organizm musi mieć czas, by z tego działania skorzystać. Ale my ten czas na szczęście mamy, bo Lucek jest na razie tylko nosicielem (i niech tak zostanie).
Zerknęłam na wyniki - czy tam jest 85% limfocytów? Ochotka miała takie wyniki (miała 88% limfocytów). Konsultowałam to z drem Jagielskim, który powiedział, że w przypadku białaczki zakaźnej to nawet dość dobry znak, bo oznacza, że organizm się broni, a to z kolei oznacza, że ma siłę się bronić. Oczywiście trzeba to kontrolować, bo to jednak wynik dużo powyżej normy, ale należy brać pod uwagę to, co napisałam powyżej, że organizm nie zostaje bierny. Ale, rzecz jasna, koniecznie potrzebuje wsparcia.
Przepraszam za tę długą wypowiedź, ale chciałam podzielić się doświadczeniami i wiedzą, którą udało mi się nabyć w czasie moich zmagań z tą chorobą, a nie chciałam, żeby coś umknęło. Dlatego też podawałam konkretne przykłady moich kotów.
Mam nadzieję, że to nieco pomoże
