Wiesz Sydney...cały czas sobie to powtarzam...że te kociaki, niewinne niczemu maluszki są tu najważniejsze...ale dzisiejsza sytuacja wydała mi się tak groteskowa...

i ten kompletny brak zainteresowania, ba, takie między wierszami "a czego tu chciała?" Pewnie dla nich nie ma żadnego problemu a ja to jakaś nawiedzona wariatka co zawraca babci głowę...
I jeszcze ten syn...on cierpi na chorobę alkoholową...babcia mówiła p.Ewie że potrafi byc niepoczytalny, nieobliczalny i ona boi się że może jej kiedyś zrobić krzywdę...Jezu...tym maluchom trzeba znależć dom! Jeśli nie to one najzwyczajniej rozlezą sie po okolicy, przepadną, zgina pod kołami samochodów( domek stoi przy zadupnej ale bardzo ruchliwej ulicy...wszyscy tam zasuwają jak wariaci...)...I matkę trzeba ciachnąć....
